Półfinał Ligi Mistrzów. Każdy chce go wygrać, wiadomo, że to już krok do finału, a następnie sięgnięcia po najcenniejsze trofeum w Europie. Dla Chelsea było to jak spełnienie najskrytszych marzeń. Drugi raz w historii byli już na tym etapie, po raz kolejny mieli okazję awansować do finału, a później po raz pierwszy sięgnąć po puchar. Barcelona już nie liczyła, który to raz gra w półfinale. Był on dla nich zwykłą formalnością. Jak zawsze byli faworytami i bez najmniejszych trudności mieli wejść do finału, by tam zapewne zmierzyć się z lokalnym rywalem - Realem Madryt. Kolejne Gran Derbi, mecz na szczycie. Rok temu udało im się przywieźć trofeum do stolicy Katalonii, teraz chcieli powtórzyć swój sukces i obronić tytuł. Dla Cesca było to zaś jak zdobycie pucharu, którego brakowało mu w CV. Był już mistrzem Europy i mistrzem świata, teraz miała okazję zbliżyć się też do tytułu mistrza z klubem, w którym aktualnie grał. Wizyta w Londynie przypominała mu o Sarze i to może właśnie, dlatego nie mógł skupić się na zadaniu jakie postawił przed nim trener. Zrozumiał to dopiero 18 kwietnia, kiedy zobaczył ją w tunelu prowadzącym do wejścia na murawę. Jej uśmiech nie znikał z twarzy, a jedynie ją rozpromieniał. I mimo, że miała na sobie dres z logo Chelsea, dla niego była dziś najpiękniejszą dziewczyną na stadionie.
-Nie ciesz się tak, wygramy... - mruknął mijając ją podczas, gdy ta właśnie witała się z bratem.
-Fabregas, nie mów hop! - zaśmiała się, nie odrywając się nadal od Busquetsa.
Pokręcił tylko głową, posłał jej ostatnie spojrzenie i zajął swoje miejsce w szeregu kierującym się do wyjścia na boisko. Teraz musiał się skupić na tym, że po raz kolejny w swojej karierze skopać tyłki graczom Chelsea.
Pierwsza połowa dobiegła końca, a drużyna The Blues oraz jej sztab szkoleniowy kierowali się do szatni z uśmiechami. Cel był jeden: dowieźć wynik do końca. I mimo, że Cesc w ciągu ostatnich 45 minut zdołał napruć jej nerwów, teraz mijając go w przejściu posłała mu po prostu uśmiech. Uśmiech triumfu. Ona już mogła triumfować. Pomachała jeszcze Gerardowi, który właśnie kierował się na boisko i uciekła z powrotem na trenerską ławkę.
-Jak noga? - zaśmiała się widząc nadbiegającego w jej stronę Lamparda.
-Wszystko dobrze, doktorku - zajął wolne miejsce obok niej i skupił się na poprawianiu swoich ochraniaczy.
-W takim razie... - przerwała chwilę się zastanawiając i uważnie przyglądając Cescowi, który zajmował właśnie swoją pozycję na boisku. -Jest tam koleś, który nie raz zalazł mi za skórę...
-No patrz! - zaśmiał się spoglądając na boisko. - Jeśli to Fabregas, to też go nie lubię. Z chęcią poobijam mu te zgrabne nóżki.
-Podobno w tych rozgrywkach liczy się Fair Play.... - rzuciła szeptem pochylając się nad Anglikiem.
-A kto powiedział, że teraz tak nie będzie? - zrobił zdziwioną minę, a chwilę później lekko się uśmiechnął. - Ma równe szanse na oddanie mi. 50 na 50. Też mogę zostać poobijany.
-Frank - zaśmiała się kręcąc głową, a chwilę później spotykając się ze spojrzeniem Juana, który posyłał jej właśnie swój uśmiech.
Druga połowa była pełna nerwów i mimo, że już w szatni gracze mieli jasno powiedziane, że ich zadaniem jest obrona wyniku, to wszyscy zarówno na ławce rezerwowych, jak i na boisku przeżywali każdą mniejszą lub większą porażkę.
-Patrzy na Ciebie - nad uchem Sary zabrzmiał głos Torresa, który tego wieczora siedział na ławce.
-Co? - przymarszczyła brwi i spojrzała na Juana, który za chwilę miał zejść z boiska.
-Cesc... - głos Hiszpana wydał jej się nad wyraz irytujący i z trudem powstrzymywała się od zaproponowania di Mateo wystawienia Torresa na ostatnie kilka minut meczu. - Za każdym razem jak przebiega na naszej wysokości.
-Pewnie jego dziewczyna siedzi gdzieś tam na trybunach - zminimalizowała cudowną nowinę Fernando. - I proszę Cię nawet nie mów tak przy Juanie.
-Jasne... Mnie możesz uciszyć, ale jego spojrzenia nie odwrócisz - wzruszył ramionami, a po chwili zrobił miejsce swojemu przyjacielowi, który zszedł właśnie z boiska.
Poczuła jak mocno ścisnął jej dłoń po kolejnym szturmie na bramkę Chelsea wykonanym przez Leo Messiego. Posłała mu jedynie karcące spojrzenie, ale on wcale nie zamierzał przestać jej ściskać.
-Juan! - rzuciła głośnym szeptem przywołując spojrzenie jego niebieskich oczu. - Doskonale wiesz, że nie lubię pokazywać publicznie tego, że jesteśmy razem.
-Nerwy - spojrzał na nią wywracając oczami. - Przecież wiesz, że nie chcę źle. Po prostu potrzebuje ściskać czyjąś dłoń.
-To nie wiem... Możesz złapać za rękę Torresa? - posłała blondynowi uśmiech, kiedy ten tylko na nią spojrzał zdziwiony.
-Nie, bo to... Dosyć niemęskie... - spuścił głowę, w dalszym ciągu ściskając dłoń fizjoterapeutki.
-Jak przytulacie się i Bóg wie, co robicie na treningach i zgrupowaniach to wtedy to jest męskie? - zaśmiała się cicho, zupełnie odrzucając na bok rozgrywający się mecz.
-Sara... - usłyszała jego karcący ton głosu. - To co robimy na treningach to...
-Wiem, pieszczotliwe gesty - zaśmiała się ponownie, a chwilę po tym lekko wsparła na jego ramieniu. - Kocham Cię, Mata....
Mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla gospodarzy. Podczas gdy sztab trenerski, medyczny i piłkarze niebieskich schodzili do szatni z uśmiechami, piłkarze przeciwnej drużyny mieli raczej mieszane nastroje. Pierwszą osobą jaką dostrzegła w tunelu był Gerard. Przybrała w miarę neutralną minę i skierowała się w jego stronę.
-Nic nie mów... - rzucił zrezygnowany, spoglądając w jej stronę.
-Nic nie mówię... - w geście kapitulacji podniosła do góry ręce.
-Idziemy dzisiaj na piwo... - z tyłu dobiegł ją głos jej brata, a ona momentalnie się uśmiechnęła.
-Jasne braciszku. - zaśmiała się. - Dacie znać, co gdzie i jak?
Odpowiedzi jednak nie otrzymała, bo wzrok całej trójki zawisł na brakującym ogniwie ich męskiego barcelońskiego trójkąta. Szedł tam z głową zwieszoną w dół rozpamiętując, każdą minutę meczu, każdą akcję jaką przeprowadził, każdy błąd, po którym stracił piłkę. Podniósł wzrok, dopiero kiedy na jego drodze wyrósł Gerard i Sergio. I dopiero wtedy zauważył stojącą między nimi Sarę. Przyglądała mu się swoimi ciemnymi tęczówkami, które działały na niego, tak kojąco. Chciał ich teraz ominąć i jak najszybciej znaleźć się w szatni, ale coś kazało mu się zatrzymać. Coś innego niż jego wola, zawładnęło jego ciałem. Stał, więc tam jak kołek i patrzył na trójkę swoich przyjaciół. Ściany tego stadionu nosiły w sobie zbyt wiele wspomnień, jego wzlotów i upadków. Kiedy szedł przez ten tunel wszystko do niego wróciło, jakby te ściany mówiły do niego. Jak gdyby szeptały i przypominały mu o każdej chwili spędzonej tutaj w czerwono-białym trykocie, a teraz? Teraz ona stała na przeciwko niego. Nic nie powiedział, jedynie zrobił kilka kroków w przód i uwiesił się na jej szyi, przytulając do jej ramienia. Nie wiedziała, co zrobić, ani jaki gest wykonać. Stała przez chwilę przenosząc swój wzrok na zmianę z Gerarda na Sergio i z Sergio na Geriego. Dopiero po chwili zrozumiała, że nie powinna być tak bierna, że mimo wszystko to on jest jej przyjacielem, że teraz jej potrzebuje. Ostrożnie przesunęła swoje dłonie na jego plecy i zaczęła go po nich głaskać pokrzepiająco. Była równie osłupiała, co jej towarzysze. Tylko teraz najważniejsze było jakieś chore zapewnienie komfortu Katalończykowi zawiśniętemu na jej ramieniu.
Siedziała w klubie, który wybrali chłopcy. Po raz kolejny właśnie mieszała swoje piwo słomką znajdującą się w szklance. Impreza się nie kleiła, ale czego mogła spodziewać się po chłopakach, którzy przegrali dzisiaj jeden z ważniejszych meczów sezonu. Może właśnie, dlatego jakiś czas temu zadzwoniła po członków hiszpańskiej kolonii w Chelsea.
-Zmieniamy lokal? - do jej uszu dotarł głos Cesca.
-Nie możemy po prostu poczekać na chłopaków? - rzuciła z lekkim powątpieniem, nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem.
-Jakich chłopaków? - rzucił oburzony. - Kogo tu ściągnęłaś?
- Fernando, Juana, Cesara i Oriola - rzuciła, jakby to było najoczywistszą rzeczą pod słońcem.
-Zgłupiałaś?! - wybuchł, wlepiając w nią swój wzrok. - Właśnie z nimi przegraliśmy! Tobie do reszty odbiło? Mamy pić z twoimi kolegami tylko, dlatego, że tak sobie wymyśliłaś?!
-Cesc, przestań... - warknęła, rozglądając się po sali. - To też twoi koledzy.
-Nie dzisiaj i nie w ciągu najbliższego tygodnia. - rzucił, podnosząc się z miejsca i łapiąc za swoją bluzę. - Wychodzę!
-Fabregas, siadaj! - po sali potoczyło się warknięcie Busquetsa, ale główny zainteresowany nawet nie myślał się zatrzymać, odwrócić, ani usiąść. Właśnie opuszczał klub.
-Przepraszam Was... - szepnęła, starając się powstrzymać przed łzami, które zgromadziły się w jej oczach. - Nie chciałam, żeby to się tak skończyło...
- Daj spokój Sara - Gerard nerwowo się zaśmiał. - On pewnie szukał wymówki, żeby iść do znajomych z Londynu.
-Na prawdę nie chciałam. - westchnęła, łapiąc za torebkę i kierując się w stronę wyjścia. Ledwo opuściła budynek, a poczuła jak kilka ciężkich łez stacza się z jej policzków. Nie miała ochoty łapać taksówki, więc mijała teraz kolejne uliczki i kierowała się prosto do najbliższej stacji metra. Potrzebowała świeżego powietrza, by wszystko przemyśleć, by ułożyć sobie własne myśli, by uspokoić potok łez. Nie spodziewała się takiej reakcji, zarówno z jego strony jak i swojej. Nigdy nie pomyślałaby, że jego wybuch złości po tylu latach przysporzy jej łez. Nigdy też nie sądziła, że między nimi jest coś więcej... Gdy znalazła się na stacji metra, jej wzrok przykuł mężczyzna siedzący na jednej z ławeczek opustoszałego peronu. Kaptur naciągnięty niemal na nos nie pozwalał jej w pełni zidentyfikować swojego właściciela, ale kiedy zobaczyła jego sylwetkę pierwsza myśl mówiła za nią: Cesc. Powoli skierowała swój wzrok na jego buty i dopiero, kiedy ujrzała niebieskie adidasy ze znaczkiem pumy była pewna, że to on. Podeszła do jego ławki i zajęła wolne miejsce obok.
-Cesc? - rzuciła szeptem, a kiedy spojrzał na nią lekko się uśmiechnęła. - Przepraszam... Nie wiedziałam, że tak bardzo urazi Cię wizyta chłopaków.
-Tu nie chodzi tylko o dzisiaj, ok? - wywrócił oczami. - Byłem Kanonierem, nadal jestem ich fanem, nie mogę po prostu pić piwa w miejscu publicznym z graczami Chelsea.
-Możesz... - mruknęła spuszczając wzrok na swoje dłonie. - Pamiętaj, że przede wszystkim jesteś sobą.
-Dlatego to się ze sobą gryzie. - pokręcił głową. - Przyszłaś mnie przekonać?
-Jadę do domu... - westchnęła, wskazując głową na tor znajdujący się za nimi. - I chyba jedziemy w przeciwne strony.
-Jadę do Tommy'ego... - rzucił, jakby co najmniej pytała go o plany. - Możesz jechać ze mną.
-Sam mówiłeś, że były Kanonier, nie powinien spędzać czasu z członkiem The Blues... - przerwała mu, spoglądając w jego tęczówki barwy ciemnej czekolady.
-Nie wyglądasz jak dziewczyna z Chelsea. - zaśmiał się, mierząc ją wzrokiem. - Raczej jak przeciętna Katalonka w wielkim Londynie.
-Cesc - zaśmiała się uderzając go lekko w ramię.
-Baaardzo przeciętna... - dodał śmiejąc się i starając uchronić się przed kolejnym ciosem dziewczyny.
Obudziły ją rano promienie słońca padające na jej powieki. Lekko ją to zdziwiło, bo przecież słońce w Londynie nie było stałym bywalcem. Ostrożnie obróciła się na drugi bok. Poczuła jak jej chwilę na moment stanęło, a po jej ciele przebiegł dziwny dreszcze. Obok niej leżał w dalszym ciągu pogrążony we śnie Cesc Fabregas. Już wczoraj powinna wiedzieć, że jadąc z nim do jego przyjaciela popełnia błąd. Tylko, że coś jej kazało go pilnować. No i musiała go pilnować, na prawdę fantastycznie, skoro sama zapomniała, że najwidoczniej zaproponowała mu nocleg. Nadal była w szoku, że ponad 30-letni piłkarz Arsenalu był w stanie wypić więcej niż oni razem wzięci. Nadal nie wierzyła też, że byli koledzy Cesca okazali się być na prawdę w porządku. Tak bardzo znienawidziła ich lata temu, tak samo mocno jak cały klub. Powoli wygrzebała się z pościeli i udała się do łazienki. Wyszła z niej dopiero po zaczerpnięciu zimnego prysznicu i nałożeniu na siebie świeżych ubrań.
-Przegiełaś wczoraj... - niczym sumienie przywitał ją głos Fabregasa.
-Przestań. - stanęła w drzwiach i oparła się o ich framugę. - Wszystko miałam pod kontrolą.
-Dlatego przyciągnąłem Cię tu niemal siłą, a później szukałem twoich ubrań i zostałem zmuszony do zostania na noc? - uniósł do góry jedną brew i posyłając jej swój charakterystyczny uśmiech.
-Do niczego Cię nie zmuszałam. - obruszyła się krzyżując na piersi ręce i uważnie mu się przyglądając.
-Owszem - zaśmiał się podchodząc bliżej dziewczyny. - Wymiotowałaś prawie jak kot.
-Cesc! - wyraźnie się skrzywiła, a dopiero później dostrzegła jego rozbawioną minę. - Znowu się ze mną drażnisz!
-Nie - zaśmiał się, a po chwili oberwał w ramię. - Kochaniutka, jak mi nie wierzysz to zobacz co stoi pod łóżkiem. Mówiłem, że wczoraj przesadziłaś...
Pokręciła głową i skierowała się w stronę kuchni. Niewątpliwie, dla niego traciła momentami swoją głowę. Tym razem było podobnie.
Atmosfera po meczu w szatni Barcelony była dość ponura. Mimo, że połowa piłkarzy zdołała już opuścić stadion, to w środku nadal przebywało kilku z nich. Tych kilku, dla których ta porażka miała największy wymiar. Wśród nich był i on - Cesc Fabregas. Siedział ze spuszczoną głową, którą krył w swoich dłoniach. Nie liczyło się teraz nic. Nie liczył się lecący czas, ani szansa na wygranie ligi oraz pucharu króla. Po raz kolejny w swojej karierze został pokonany przez Chelsea. Nie wiedział już jak długo tak siedział, ani ile osób klepało już go po barkach. Teraz pewnie też nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie fakt, że na jego karku spoczęła kobieca dłoń. Otworzył powoli oczy i spojrzał na jej nogi, nie marzył teraz o niczym innym niż upewnieniu się, że to Daniella, która za chwilę go przytuli, pocałuje, a potem zabierze prosto do domu. Jednak to nie była ona...
-Przyszłaś mnie dobić? - mruknął nie podnosząc głowy do góry.
Jak na zawołanie kucnęła przed nim i ostrożnie odciągnęła jego dłonie. Nie miał odwagi na nią spojrzeć, bał się zaglądania w jej oczy. Jakiekolwiek napomknięcie o Chelsea przynosiło mu teraz ból, a ona była jak chodzące CFC. Przypominała mu o tym całą swoją osobą.
-Cescy... - cicho szepnęła, a po chwili na swoim podbródku poczuł jej dłoń. - Głowa do góry, bo zostaniesz tu do rana...
-Trudno. - wzruszył ramionami, a po tym zaczął bawić się swoimi dłońmi. - Poczekam sobie tutaj grzecznie na to, aż Daniella sobie o mnie przypomni.
-Cześć Sara... - z oddali dotarł do niego głos Leo, co świadczyło o tym, że ten nie siedział już z koszulką narzuconą na twarz. - Trzymaj się, Fabs... Ja spadam...
-Cześć Leo... - usłyszał ponownie jej pocieszający ton głosu, a po chwili poczuł jak jej dłonie spoczywają teraz na jego udach.
Chciał na nią spojrzeć, przytulić się do niej w ten sam sposób jak wtedy w Londynie, ale nie mógł. Ona była niedostępna.
-Nie powinnaś zająć się swoim bratem? - rzucił po dłuższej chwili milczenia.
-Busi pewnie wyładowuje swoje sfrustrowanie na jakiejś niewinnej dziewczynie... - podniosła się i zajęła jedno z wolnych siedzeń obok niego. Zupełnie nie zwracał uwagi na to czy to miejsce Davida, czy Xaviego.
-Może powinienem pójść w jego ślady? - zapytał bardziej sam siebie, a po chwili się podniósł i skierował w stronę prysznica. - Nie musisz tu siedzieć.
Posłał jej wątpiące spojrzenie, widząc, że dziewczyna wcale nie zamierza się stąd ruszyć. Brunetka posłała mu tylko szeroki uśmiech i wygodniej się rozsiadła. Nie zamierzała zostawić go samego, nie teraz, nie z tym wszystkim.
Biorąc prysznic jego myśli zajmowały tylko te brudne wyobrażenia, w których fizjoterapeutka dołącza do niego pod prysznicem, a chwilę po tym uprawia z nim niezapomniany seks. Ale rzeczywistość była zupełnie inna. Dlatego kiedy wrócił owinięty ręcznikiem dziewczyna stała tyłem do niego skupiając się na zawartości jego szafki. Ostrożnie podszedł bliżej niej i zupełnie nie zwracając uwagi na to, że przygląda się właśnie zdjęciom zawieszonym na drzwiczkach, przesunął ją w bok, a potem sięgnął po swoje spodnie. Nie zwrócił też uwagi na to, że dziewczyna oparła się o drzwiczki i zaczęła mu się uważnie przyglądać. Nie zwracał uwagi na nic, za bardzo był pochłonięty użalaniem się nad samym sobą. Podszedł do niej dopiero w momencie, w którym wcisnął na siebie spodnie, nie zważając na nic wpadł w jej otwarte ramiona. Znowu jej potrzebował, zupełnie jak na Stamford Bridge, zupełnie jak po każdej mniejszej lub większe porażce. W niewytłumaczalny sposób stała się dla niego jakimś dziwnym narkotykiem. Trudno dostępnym narkotykiem, a jednak dzisiaj sama przyszła do niego. Nie pytał dlaczego, nie chciał pytać. Chciał jedynie napawać się tym, że póki co jest przy nim.
-Cesc... - jej cichy szept dźwięcznie zabrzmiał, gdzieś nad jego uchem, a chwilę po tym przeczesała dłonią jego włosy. - Ubierz się i zabieram Cię stąd...
Nic nie odpowiedział tylko mocniej na nią naparł, a w efekcie drzwiczki szafki odchyliły się mocniej do tyłu sprawiając, że o mały włos brunetka nie upadła na ziemię. Złapał ją w ostatniej chwili, przyciskając do swojego torsu. Bez zastanowienia i zupełnie na nic nie zważając zaciągnął ją na swoje siedzenie, a tam pozwolił jej usiąść na swoich kolanach. Nadal nic nie mówił, ponownie chował swoją twarz w dłoniach, a jej pozwalał na przejeżdżanie palcami swojej dłoni po jego ciemnych i lekko przydługich włosach. To w zupełności wystarczało, do tego dziwnego poczucia lekkości i przynależności do niej. I zapewne trwałby tak jeszcze długo, gdyby ta nie złożyła krótkiego pocałunku na jego skroni, a chwilę po tym nie rozległ się huk. Podniósł wzrok i spojrzał na nią pytająco. Oczekiwał od niej teraz tego wyjaśnienia, a z drugiej strony w jego spojrzeniu kryło się przerażenie. Myślał, że od kiedy Leo wyszedł z szatni zostali sami, że tylko dlatego panuje tutaj taka cisza. Jak bardzo musiał się mylić...
-To Anders... - spojrzała mu w oczy próbując go uspokoić, dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak bardzo się do siebie zbliżali w takich sytuacjach. - Jak go poprosisz to na pewno nic nie powie twojej dziewczynie...
Pojedynczy i niemrawy uśmiech, który zawitał na twarzy Katalonki sprawił, że chłopak przypomniał sobie o tym, że posiada w buzi język. Nie usprawiedliwiał go teraz wcale przegrany mecz, ani to, że była tutaj dziewczyna, która w pewnym sensie przyczyniła się do tej porażki. Ona była tutaj dla niego, tylko dla niego.
-Sara, obiecaj mi, że jak coś Ci powiem to nie uciekniesz... - spuścił wzrok i splótł palce swoich dłoni.
-Nie ucieknę... - zaśmiała się lekko kręcąc głową. - Jestem tutaj teraz dla Ciebie. Wzięłam kilka dni wolnego.
-Ja Cię chyba kocham - wyrzucił z siebie na jednym wydechu i ponownie spojrzał w jej oczy. Nie wyrażały zupełnie nic, ani radości, ani smutku. Jak gdyby spodziewała się, takiego przebiegu sprawy. Jakby wiedziała, że właśnie to powie. Nic nie powiedziała, jedynie musnęła go ustami w czoło i podniosła się z jego stabilnych kolan.
-Poczekam pod szatnią - puściła mu oko. - Tylko nie każ mi długo czekać.
Ledwo opuściła pomieszczenie, a odezwał się jego kumpel.
-Zależy jej na Tobie. - krótko zawyrokował posyłając mu krótkie spojrzenie, a następnie wrócił do kontynuowania swoich czynności.
-Anders... - przełknął ślinę, nie wiedząc tak na prawdę, co ma mu powiedzieć. - To co dzisiaj widziałeś, to...
-Jasne, nie tłumacz mi się. - zaśmiał się cicho, kręcąc głową. - Tylko Sara to podobno laska jednego z Chelsea...
-Którego? - zmarszczył brwi uważnie mu się przyglądając.
-Nie wiem którego. Tak tylko słyszałem - wzruszył ramionami, a chwilę po tym ponownie z niedowierzaniem pokręcił głową. - Ty ją na prawdę kochasz...
-Ja? - nerwowo się zaśmiał. - Powiedziałem, że chyba... Nadal tego nie wiem i....
-Widziałem twoją minę jak powiedziałem, że spotyka się jednym z The Blues.... - odpowiedział mu, a następnie chwycił za swoją torbę i skierował się w stronę drzwi. - Na razie Trzymaj się i ją blisko siebie. Dobrze na Ciebie działa.
Kiedy wyszedł stała oparta o ścianę. Ciężko oddychała i miała przymknięte powieki. Wyglądała teraz tak niewinnie. Ostrożnie dotknął swoją dłonią jej, a kiedy na niego spojrzała odważył się wydusić z siebie kilka słów.
-To co idziemy?
-Za chwilę - westchnęła następnie ciężko oddychając. I wtedy zrobiła coś, czego nie spodziewałby się po niej. Złapała za jego koszulkę, przyciągnęła go do siebie i zaczęła całować. Zaskoczyła go, może i przegrał ligę mistrzów, ale właśnie zdał sobie sprawę z tego, że wygrał, co innego. Brunetka, bowiem jeszcze nigdy nie całowała go w ten sposób, nigdy też pierwsza nie zainicjowała takiego pocałunku. Zawsze uciekała spłoszona, dlatego teraz w obawie o powtórkę objął ją w talii i zaczął odwzajemniać jej pocałunki. Całował ją równie zachłannie i namiętnie, co ona. Zupełnie nie zważali na to, że ktoś może ich zobaczyć, że tak wiele mogą stracić. Nic się nie liczyło... Postawili teraz wszystko na jedną kartę i po prostu cieszyli się chwilą. Oderwał się od niej dopiero, kiedy zabrakło mu powietrza, a przez myśl przeszło mu, że być może ona jest tak samo pogubiona jak on. Patrzyła na niego swoimi ciemnymi oczami i zupełnie nie wiedziała, co ma zrobić. Niepewnie złapała go za rękę i przytuliła się do jego torsu.
-Idźmy stąd... - cicho mruknęła.
-Do Ciebie? - uważnie jej się przyjrzał odgarniając wolną ręką jej włosy opadające na twarz, a drugą mocniej zaciskając na jej dłoni.
W odpowiedzi jedynie skinęła głową. Dlatego pociągnął ją pewniej, a kiedy znaleźli się na parkingu nie zważali już na to, że nadal idą trzymając się za rękę. Było na tyle późno, że nigdy nie miał prawa ich teraz przyłapać, na tyle późno, że następnego dnia nie mieli prawa zobaczyć w gazecie ich wspólnego zdjęcia z dopiskiem, że Cesc Fabregas ma nową kochankę.
Obudziła się rano czując jak coś ciężkiego ją przygniata, ale własnie tego spodziewała się o poranku. Pół minionej nocy spędziła na poprawianiu humoru Cescowi, ale tak na prawdę sama też tego potrzebowała. Jej serce nadal było cule, nie potrafiła cieszyć się z chłopcami grającymi w The Blues i resztą sztabu trenerskiego, podczas gdy jej drużyna odniosła dotkliwą porażkę. Przeczesała swoją dłonią bujną czuprynę Cesca, który teraz obejmował ją na wysokości pasa i przytulał się do jej piersi.
-Śpisz? - westchnęła, składając krótki pocałunek na jego odsłoniętej skroni.
W odpowiedzi jedynie mocniej zacisnął powieki i niespokojnie się poruszył. Spał jak zabity, a ona nie miała mu się, co dziwić. Miał za sobą zapewne ciężki okres przygotowawczy do meczu z jej drużyną, kilka dni temu rozegrał kolejne Gran Derbi. Kiedyś musiał po tym wszystkim odespać.
Myślami wróciła do wczoraj. Tak bardzo starała się poprawić mu humor, że wróciła nawet do tych chwil, które spędzali razem i byli nierozłączni. Kiedy nie liczyło się nic więcej po za piłką i dobrą zabawą, kiedy mieli naście lat, a problemy dorosłych ludzi były im zupełnie obce. Jego humor się poprawiał, ale wtedy jej momentalnie przechodził istny kryzys. "Uzupełniamy się" zażartował, widząc jak kąciki jej ust od jakiegoś czasu spoczywały w dole. "Uśmiechnij się Sara, przecież widzę, że jesteś cule". Tylko nie umiała... Było jeszcze coś po za przegraną Barcelony, co nie dawało jej spokoju. W Londynie czekał na nią Juan, nie chciała go ranić, a teraz prawdopodobnie właśnie to robiła.
-Nie mogłoby być tak zawsze? - usłyszała jego zaspany głos i momentalnie wróciła na ziemię.
-Jak? - przymrużyła powieki, nie wiedząc zupełnie, co ten ma na myśli.
-Właśnie tak jak teraz... - obrócił się tak, żeby móc spokojnie jej się przyglądać. - Żebym mógł zasypiać obok Ciebie i się budzić. Żebyś była przy mnie po każdym meczu, nawet wygranym. Chyba teraz nie jest źle, co?
-Cesc, dobrze wiesz, że tak nie może być - spojrzała na niego z zatroskaną miną. - Masz dziewczynę, ja mam w Londynie chłopaka. Nie zostawimy ich z dnia na dzień...
-Mógłbym to zrobić... - ostrożnie zaczął bawić się jej włosami.
-Ale ja chyba nie... - mruknęła cicho, przymykając powieki. - Nawet nie wiem czy dobrze zrobiłam biorąc to wolne...
-Nie mów mi, że znowu ukryjesz się w Sabadell... - westchnął ciężko.
-Nie, na pewno nie - zaśmiała się. - Moi rodzice są kochani, ale ja stęskniłam się za Barceloną. Brakuje mi przyjaciół i słońca.
-Tak... - spojrzał jej w oczy. - Tego najbardziej brakuje w Londynie, coś o tym wiem...
____________________________________________________________________
Witam. Napisałam w końcu. Zrezygnowałam jedynie z akapitu opisującego rewanżowy mecz. I tak jakiś długi ten rozdział. Za jakość przepraszam, tak samo za błędy. Nie mam siły dziś sprawdzać, bo mój kochany Arsenal niestety nie podołał drugoligowemu Blackburn i no cóż.... Chyba nie muszę tego bardziej komentować. Niemniej mam nadzieję, że udał mi się rozdział i choć trochę przypadnie Wam do gustu. Pozdrawiam.
P.S. Zaległości nadrobię najpewniej w tym tygodniu.
P.S.2: Dziękuje za nominacje do Liebster Awards.
Piękny odcinek, a Fabs wreszcie powiedział, że ją kocha. Niech ona zerwie z Juanem, niech pozostaną przyjaciółmi. To widać, że tęskni za Cesciem. Muszą być razem,są dla siebie stworzeni!
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość ^^
Cudo, cudo, cudo,cudo <333
OdpowiedzUsuńJezu... caly rozdzial byl przecudowny. Nie moglam sie od niego oderwac. Wyobrazilam sobie t akoncowa scene... osobiscie nie odmuwilabym mu. Rzucilabym wszystko i pojechala z nim. Mam nadzieje ze w koncu beda razem, bo tak jak napisalas uzupelniaja sie.
Przepraszam ze nie poinformowalam, ale po prostu zapomnialam. Jeszcze raz przepraszam i z noecierpliwoscia czekam na nastepny. Pisz szybko! Pozdrawiam ;*
Wow! W końcu nowy rozdział. Moje marzenia się spełniły... O jak mi fajnie i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńW końcu spełniłaś moje marzenie. Rzygam tęcza... Lol nie wierzę, że to napisałam
Rozdział fajny i przyjemny. Bardzo mi się podobał.
Jestem w strasznym humorze i chyba więcej nic nie napiszę. Dziś bardzo uważnie przyjrzałam stylowi pisania i takim tam pierdółkom polonistycznym... Ehh...
Pozdrawiam N.
Jaki dłuuuugi <3
OdpowiedzUsuńPo tych fragmentach, co mi wysyłałaś już wiedziałam, że rozdział będzie bardzo ciekawy i nie zawiodłam się :) Czyta się go jednym tchem. Naprawdę bardzo dobry. Inna sprawa, że smutny (zwłaszcza dla kibica Barcy) i wcale nieprosty... Potrzebują siebie nawzajem, przyciągają się wzajemnie, ale trochę Ciebie znam i zgaduję, że po tej nocy każde z nich wróci do swojego życia.
Fajnie, że Andres nie jest kapusiem ;)
P.S. Tekst "Możesz złapać za rękę Torresa?" mnie zabił xD
Dobra, a więc ojej dodałaś! Nareszcie :P Cieszy mnie to niezmiernie, tym bardziej że rozdział jest długi! :P
OdpowiedzUsuńCesc wyznał w końcu jej uczucia! No wreszcie...
Mi też trochę trudno czytało się o przegranej z Chelsea, bo to jednak było dość trudne przeżycie dla kibica Barcy.
Cieszę się, że Cesc nie jest jednak kompletnie obojętny Sarze, i mimo że spodziewam się jej powrotu do Juana, a jego do Danki(ogh...jak ja jej nie cierpię.), to liczę, że jednak znajdą rozwiązanie.
A teraz pozdrawiam cieplutko, a także życzę duuuużo weny! :*
O porażce z niżej notowanym przeciwnikiem to ja coś wiem...Boli jak cholera. Ale cóż...
OdpowiedzUsuń"Chyba Cię kocham"? No, no, Cescy nam się w końcu obudził i postanowił powiedzieć prawdę o swoich uczuciach. Szkoda tylko, że w takim momencie, choć może tak miało być. Może ta przegrana, bolesna i niespodziewana, otworzyła mu oczy na inne sprawy. Cesc się określił, teraz pora na Sarę, ciekawe, czy zdoła przyznać się Juanowi do tej upojnej nocy...
Fabregas nam się otworzył...! :) W końcu, chociaż teraz to chyba nie było dobre posunięcie. Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, pozdrawiam i życzę duuużo weny! ;)
Zapraszam na coś krótkiego na: http://let-go-of-moments.blogspot.com/. :))
OdpowiedzUsuńJa też zaległości nadrobię w czasie weekendu m.in :na Twoim blogu. Zapraszam na kolejny rozdział opowiadania na you-can-fix-everything.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)
Przegrane musiały boleć bardzo , więc się nie dziwię reakcjom chłopaków. Natomiast szanowny Fabregas zaczyna sobie pogrywać w otwartą grę; nie wiem, czy to był dobry moemnt na wyznawanie uczuc, ale dobrze, że jej to powiedział. Sara musi się w końcu zdecydować na jednego z dwóch Hiszpanów bo rani obydwu w tej sytuacji...
OdpowiedzUsuń+ przepraszam, że mnie nie było tak długo.
Oj pamiętam, że mnie też strasznie przygnębiła ta przegrania i jak łatwo można się domyśleć - jeszcze bardziej przygnębiła mnie ta druga. Doskonale pamiętam, że nie mogłam wręcz powstrzymać łez, ale pewnie nijak się to miało do bólu, jaki przeżywali piłkarze...
OdpowiedzUsuńNie do końca rozumiem, dlaczego w końcu Sara nie może być z Ceskiem. Daniella kompletnie go ingnoruje, a Sara nie wygląda na osobę, która jest w pełni z Matą szczęśliwa. Bo gdyby była, to z nim świętowałaby zwycięstwo, a nie spędzała ten czas z przybitym Ceskiem. :)
Pozdrawiam. xxx [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]
zapraszam na nowość na via blaugrana:)
OdpowiedzUsuńJedynka na: http://let-go-of-moments.blogspot.com/. Zapraszam. :))
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;D
Zapraszam serdecznie na nowy rozdział. :) http://rok-w-raju.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam na
OdpowiedzUsuńhttp://once-fcb.blogspot.com/
Nowość.
Przepraszam ,że komentuję dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńStara miłość nie rdzewieje i mamy na to dowód właśnie w tym opowiadaniu. Można dostrzec ,że zarówno Cesc jak i Sara chcieliby odbudować tą relację,ale zawsze coś im w tym przeszkodzi. Mam nadzieję,że już niedługo Cesc zerwie z Daniellą.Najbardziej szkoda mi Juana,ale fajnie byłoby gdyby on również znalazł prawdziwą miłość i zerwał z Sarą,która jest "zarezerwowana" dla Fabregasa.
Życzę duużo weny
Buziaki
Prolog na http://tu-me-ayudas.blogspot.com/. Zapraszam serdecznie! :*
OdpowiedzUsuńNowy
OdpowiedzUsuńttp://once-fcb.blogspot.com/
Serdecznie zapraszam na kolejny rodział opowiadania na you-can-fix-everything.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBuziaki;)
Boskiee. :D
OdpowiedzUsuńzaparszam do mnie:
http://the-meleth.blogspot.com/
dopiero zaczynam. ^^
Zapraszam na coś nowego i dłuższego: http://xavi-sister.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńOddaj głos w ankiecie na moim blogu: http://xavi-sister.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńRozdział drugi: http://the-meleth.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńzapraszam <3
czekam na kolejny < 3
OdpowiedzUsuńnowy rozdział na sufrir-y-llorar-significa-vivir.bloog.pl zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej się gubię w tych relacjach między nimi wszystkimi. No bo o ile uczucia Cesca sa już wyjątkowo jasne to dziwi mnie zachowanie Sary. Ciężko jest określić jej stosunek do Maty, coś ich łączy, ale przecież jeśli to by była prawdziwa miłość to to z nim spędzałaby większość czasu, to z nim świętowałaby zwycięstwo Chelsea (nawet jeśli jej serce jest cule) no i na pewno nie pakowałaby się w kółko w ramiona Fabregasa. Niestety mam przeczucie, że to właśnie z nim zwiąże się główna bohaterka, ale mimo to twardo pozostaje w fanclubie Maty ;) No nie polubie Cesca w tym opowiadaniu, nie wiem czemu ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na epilog na you-can-fix-everything.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny.
Buziaki
Zapraszam na 17 rozdział http://xavi-sister.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńkiedy pojawi się nowy rozdział ?
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać nowość w sobotę. Więc możliwe, że na Wielkanoc będzie gotowy rozdział:)
UsuńKiedy będziemy mogli przeczytać coś nowego? :)
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać nowość w sobotę. Więc możliwe, że na Wielkanoc będzie gotowy rozdział:)
UsuńZwariowałam? tak!
OdpowiedzUsuńnowe opowiadanie: www.hermosa--soledad.blogspot.com
:*