sobota, 13 października 2012
Prolog
Brunetka siedziała na łóżku w mieszkaniu, które lada moment miała opuścić ściskając łańcuszek z zawieszką w kształcie literki "C". Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że spoczywał on gdzieś na dnie jej szuflady w nocnej szafce. Mogłaby przysiąc, że widziała go ostatnio osiem lat temu. Kiedy wszystko wydawało się wspaniałe, kiedy on był przy niej. Co się zatem stało? Co tak diametralnie mogło sprawić, że jej życie straciło głębię kolorów? Właśnie on. On i jego wyjazd. Nie tylko za to wszystko znienawidziła jego. Znienawidziła też Londyn i klub, w którym grał. Kiedy tylko Barcelona spotykała się na boisku z Arsenalem ściskała kciuki z nadzieją, że po raz kolejny skopią mu tyłek. W zasadzie prawie zawsze tak było. A teraz? Uciekała. Tak, mogła się sama przed sobą do tego przyznać. Uciekała przed nim. Minęły trzy dni od jej 22. urodzin. Trzy dni od tego pamiętnego 15 sierpnia 2011. Podczas gdy mieszkańcy Barcelony chodzili z głowami uniesionymi do góry i nosili w sercach radość z powrotu do Dumy Katalonii jednego z jej wychowanków, ona zwyczajnie nie miała ochoty na żaden przyjazny gest. Od tamtego dnia na jej twarzy nie zagościł uśmiech, nie chciała też świętować swoich urodzin. Wybrała zaszycie się w swoim mieszkaniu i wymyślenie awaryjnego planu. Wszystko było dość proste: skoro opuścił stolicę Anglii to na pewno nie prędko w niej zagości. Skoro grał w jednym z londyńskich klubów, ona może zacząć pracę w innym. Nic bardziej mylnego.
Ponownie spojrzała na srebrną zawieszkę spoczywającą w jej dłoni. Z bólem serca przypominała sobie jego wyjazd, to jak ją zostawił, by kilka dni później związać się z Carlą. Pamiętała to, co wtedy czuła. Pamiętała jak niespełna piętnastoletnia dziewczyna straciła już wtedy wiarę w męski gatunek. Już wtedy to jakoś ją ukształtowało. A teraz? Bezkarnie wracał. Bała się. Bała się jego obecności w jej Barcelonie, bała się, że będzie musiała stanąć prędzej czy później z nim twarzą w twarz. Bała się spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że u niej wszystko w porządku i całkiem nieźle dała sobie radę. Ze złością cisnęła medalikiem na dno torby. Nadszedł jej czas. Czas opuszczenia stolicy Katalonii, czas opuszczenia Hiszpanii.
Szedł dobrze mu znanymi i niezapominanymi uliczkami słonecznej Barcelony. Uśmiech rozświetlał jego twarz. Był w końcu szczęśliwy. Był w domu. Nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo stęsknił się za tym szumem morza, tłumami na La Rambla i za nią... Najbardziej chyba tęsknił za jej uśmiechem. Stanął pod drzwiami swojego kumpla. Sergio Busquets jeden z tych, którzy mieli po części największy wpływ na jego transfer do FC Barcelony. Jego przyjaciel, ale przede wszystkim jej brat. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nawet nie wie, co u niej słychać. Od jego wyjazdu do Anglii odcięła się od niego zupełnie. Kiedy przyjeżdżał na święta i wakacje do domu nie utrzymywała z nim kontaktu. Kiedy wpadali z chłopakami do Busiego jej nigdy nie było.
-Wyszła ze znajomymi - to zdanie słyszał najczęściej.
Dopiero teraz zaczynał rozumieć jego sens. Ta brunetka nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Był już prawie pewien, że tym razem też nie zastanie jej tutaj. Wiedział, że na pewno nie zastanie jej w domu kumpla. Jeśli tylko nadal utrzymywała z bratem tak dobry kontakt jak dawniej na pewno już wiedziała, że on tu jest. Wielokrotnie wracał myślami do chwil spędzonych z nim jeszcze za szczeniaka. Pamiętał jak ją poznał, jak dostrzegł w niej coś więcej. Ona w nim też to coś wtedy dostrzegła. Tęsknił za tymi chwilami, jednak nie zwierzył się z tego ani Gerardowi, ani Sergio. Czemu? Chyba zwyczajnie bał się tego uczucia, które mu przy tym towarzyszyło.
Jak na zawołanie po przekroczeniu progu posiadłości przyjaciela nie dostrzegł nikogo więcej w środku. Nie było jej, tak jak podejrzewał. Nie miała ochoty świętować z bratem swoich urodzin. Nie miała ochoty go spotkać. Jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy z tego, że kilka kilometrów dalej dziewczyna wsiadała właśnie do samolotu, który miał przenieść ją w miejsce, z którego on wrócił ledwie kilka dni temu.
Znowu się minęli. Gorzki smak uczucia, którym nadal się darzyli był silniejszy. A podobno błędy trzeba wybaczać. Nikt nie jest przecież doskonały. Dzisiaj oboje nie zdali tego egzaminu. Systematycznie oblewali go rok po roku. Ona nie chcąc mu wybaczyć, on nie próbując jej do tego zmusić. A w rzeczywistości? Okłamując się każdy przed samym sobą próbowali ułożyć sobie życie. Wątpliwościom nie podlegało to, że będą to nadal robić. On tu na Costa Brava, ona w dzielnicy Hammersmith and Fulham. On skąpany w słońcu, ona w chłodnych porankach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cescy głównym bohterem? :D Już masz u mnie w tym opowiadaniu dużego plusa :D Ciekawie się zapowiada, nie powiem. Ostatni akapit jest cudowny według mnie, na prawdę :)
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział numer jeden, weny!
no no, prolog bardzo fajny ci wyszedł.
OdpowiedzUsuńpodoba mi się.
czekam na nowość i oczywiście mnie informuj :)
Ha!!! Tym razem trafiłam:D Zadałam sobie pytanie podstawowe, zanim weszłam na tego bloga, kogóż to Nat mogła uczynić głównym bohaterem...I trafiłam hehe
OdpowiedzUsuńPan Cesc Fabregas...Nie mówię, że skaczę do góry z radości, ale tak uwielbiam Twój styl pisania, że na pewno będę częstym gościem tego bloga. Może też mnie nawrócisz na lubienie Fabregasa, bo z Ibim udało Ci się perfekcyjnie:D
I ostatni akapit, mogę go sobie skopiować i wkleić do zeszytu z moimi "mądrymi sentencjami życiowymi"? Piękny, i taki prawdziwy...
Czekam na nowość:)
Kiedy ostatnio czytałam tak dobry prolog? Nie mam pojęcia, ale po prostu jestem oczarowana! Zaraz dodam to opowiadanie do ulubionych, nie czekając nawet na pierwszy rozdział :P
OdpowiedzUsuńProlog naprawdę wysokich lotów! ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś będzie ta chwila, kiedy staną sobie twarzą w twarz i nie będą od siebie uciekać!
Czekam na pierwszy rozdział! ;*
Pierwszą rzeczą, jaka zrobiłam, było ogarnięcie bohaterów, którzy bardzo mi się spodobali. Prolog cudowny. Opowiadający niesamowitą historię miłości, porzuconej miłości, na rzecz kariery. Sara uciekająca przed Cescem, Cesc nie próbujący nawet o nią zawalczyć, pozwolił jej tak bardzo się oddalić. No cóż, wina leży po jego stronie. To przecież dopiero początek, więc przypuszczam, że Fabregas weźmie się w garść i zawalczy o swoją dawną miłość, nie pozwalając jej odejść po raz drugi, bezpowrotnie oddalić się od niego. Jeżeli podejmie się tego (a sądzę, że na pewno), to trudne przed nim zadanie, ale nie niewykonalne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
P.S. Zastanawiam się, kiedy ostatni raz czytałam tak świetny prolog, wiesz? ^^
Już uwielbiam to opowiadanie! ; )
OdpowiedzUsuńCesc, Geri, Mata!
: O :)
Historia beznadziejnej miłości? Skądś to znam. Niestety głębokie uczucie nie wyparuje tak szybko.
Czekam na kolejne rozdziały! ; ) [bataille.bloog.pl]
Świetny prolog. I Cesc..
OdpowiedzUsuńTen najukochańszy. Już pokochałam tę historię <3
Powodzenia przy pisaniu :)
Bardzo ładny prolog. :) Czu słusznie wydaje mi się, że o będzie raczej smutna niż wesoła historia? (tak działa na mnie prolog i biało-czarne tło) :P
OdpowiedzUsuńInformuj mnie proszę o nowościach, w nowej zakładce 'Informator'. :)
Po ogarnięciu bohaterów zastanawiałam się jak w takie towarzystwo wpleciesz kochanego Mate,a prolog nie powiem zaskoczył mnie. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu! Nie dość że napisany świetnie, ale co się dziwić, przecież to ty ;D to jeszcze pomysł na opowiadanie... jestem ciekawa w jaki sposób ich drogi w końcu się przetną i jak na to zareagują... Nie moge sie doczekac pierwszego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńNowość na pokaz-mi-jak-wyglada-niebo, zapraszam:)
OdpowiedzUsuńStrasznie smutne jest to, jak ludzie, którzy się kochają, umyślnie się rozmijają... Racja, niby trzeba umieć wybaczać, ale takie zranione, pierwsze miłości bolą najbardziej, a ja się głównej bohaterce wcale nie dziwię...
OdpowiedzUsuń[http://rok-w-raju.blogspot.com]