środa, 31 października 2012

Rozdział 4


W głowie dudniły mu słowa wypowiedziane parę chwil temu przez jego przyjaciela. Tępo patrzył na barowy stołek, na którym jeszcze nie tak dawno siedział Sergio. Busquets miał rację, zdecydowanie przegiął ze swoim komentarzem. Ale przecież ona też nie była bez winy. Od kiedy tylko tu przyjechała zwodziła go za nos raz udając wielce obrażoną, by za chwilę bezproblemowo się z nim dogadywać. Każdy facet na jego miejscu już dawno, by nie wytrzymał. A dzisiaj? Znowu go sprowokowała. Wyzwiska i oskarżenia, które posypały się z jej ust cięły jak brzytwa. Reakcja była natychmiastowa, a komentarz, który poleciał z jego ust miał być tylko gestem obronnym. Nie spodziewał się, że brunetka chwilę po nim ucieknie na górę. Powolnym krokiem podszedł do kuchennego blatu, by uderzyć w niego otwartą dłonią głośno przy tym przeklinając. Przegiął. Tracił ją. Wiedział o tym. To było oczywiste jak 1+1=2, jak to, że Ziemia jest okrągła, czy też to, że piłka jest jedna, a bramki są dwie.
-Czemu mi tak na Tobie zależy? - zapytał sam siebie cicho pod nosem.
Znowu chciał naprawić błąd. Dla niej mógł robić to niemal codziennie, ale przecież nawet w szkole nie ma możliwości poprawiania sprawdzianów bez ograniczeń, do skutku. Wszystko ma swój limit, a on tego limitu się cholernie bał. Chciał, żeby kiedyś z uśmiechem na twarzy usiadła na jego meczu, chciał móc patrzeć na nią: czy to z ławki, czy z boiska odnajdując tym samym jakąś inspirację do gry. Chciał ją wspierać w tym, co robi i co chciałaby robić. Najzwyczajniej w świecie chciał ją mieć przy sobie.



Siedziała na łóżku zastanawiając się nad emocjami jakie towarzyszyły jej niespełna 5 minut temu. I nie chodziło tu na pewno o samą złość, czy uczucie zdegustowania. Najzwyczajniej w świecie miała teraz ochotę zapakować walizki przy akompaniamencie głosu Juana, a potem do niego polecieć. Móc przytulić się do jego ramion, poczuć smak jego ust. Co raz mocniej za nim tęskniła. Trzymała w ręku telefon wykręcając numer chłopaka, kiedy do jej pokoju wszedł Sergio.
-Przegiął palant - zajął wolne miejsce obok siostry uważnie spoglądając w jej telefon. - Powinien zważać i na słowa, i na gesty.
-Na idiotyzm nic nie poradzisz - wzruszyła jakby obojętnie ramionami. - Sergio chyba muszę wracać do Londynu...
-Widzisz? Wiedziałem, że tak będzie. - zaczął wlepiając wzrok w swoje stopy. - Wiedziałem, że przez niego moja siostra będzie chciała wyjechać wcześniej. Jak niewiele się myliłem.
-Nie bierz tego do siebie - uśmiechnęła się lekko go przytulając. - Ja po prostu... Nie wiem czy Barcelona jest nadal miejscem dla mnie.
-Sara - zaśmiał się spoglądając jej w oczy. - To wciąż jest ta sama Barcelona, którą opuściłaś pół roku temu.
-Moje miejsce jest w Londynie - teraz to ona wlepiła wzrok w podłogę. - Tęsknie za nim...
-Zostań, tak jak miałaś w planach. - uważnie jej się przyglądał analizując każdy jej ruch. - Zostało raptem kilka dni. Obiecuję Ci, że Fabregas nie wejdzie Ci więcej w drogę.
Kiwnęła bezradnie głową. Prawdopodobnie jej brat miał rację, chciała wracać głównie ze względu na niedojrzałe zachowanie Katalończyka. Mata był ważnym elementem tej podróży, jednak nie najważniejszym. Nie zwracając uwagi na obecność Sergio złapała za swoją torebkę, by następnie jej całą zawartość wysypać na łóżko.  Rozpoczęła grzebanie wśród tony paragonów, kilku szminek, kalendarzy i dziesiątek wizytówek. Szukała czegoś. Czegoś, co wzbudzało zbyt wiele wspomnień. Wydobycie ze sterty kobiecych przedmiotów srebrnego wisiorka sprawiło, że nieco jej ulżyło. Po raz ostatni rzuciła okiem na literkę 'C'. Podniosła się z zajmowanego przez siebie miejsca, by ruszyć z powrotem na dół. Cesc wciąż siedział na stołku przy blacie. Swoje ręce opierał o mebel, a w nich skrywał swoją twarz. Zrobiło jej się po części go żal, chciała podejść i go przytulić. W porę jednak odgoniła tą myśl, przecież nie po to tu przyszła. Wykonała kolejne kroki w stronę chłopaka, wywołując przy tym lekkie poskrzypywanie podłogi. Obrócił się. Ich wzrok się spotkał, jednak nim zdołał wydać z siebie choć jedno słowo Hiszpanka go wyprzedziła.
-Trzymaj - wcisnęła mu w dłoń prezent sprzed lat. - Już mi nie będzie potrzebny.
Zamykając jego dłoń spojrzała mu jeszcze w jego zdziwione oczy. Nie wiedział, co się dzieje. Dostrzegła to niewielkie zagubienie, pytanie w tym spojrzeniu. Ona jednak skupiała się teraz na głębi koloru jego tęczówek. Chciała zapamiętać je na jak najdłużej, zupełnie jak wtedy przed jego wyjazdem. Widziała jak powoli otwiera dłoń i spogląda na spoczywający na niej wisiorek.
-Sara... - słyszała jak głos uwiązł mu w gardle. - Nie mogę go przyjąć.
-Musisz... - spuściła teraz wzrok przygotowując się do zwrotu w tył.
-Przepraszam. - złapał ją teraz wolną dłonią za nadgarstek, bojąc się, że ta nie będzie chciała go wcale wysłuchać. - Zachowałem się jak dupek. Jak ostatni dupek. Nie chciałem Cię w żaden sposób zranić. Nigdy.
-Trzeba było myśleć o tym 8 lat temu - rzuciła oschle wyciągając swoją rękę z jego uścisku i kierując się na górę.


Przez kilka ostatnich dni było dokładnie tak jak obiecał Sergio. Otwarcie mogła przyznać, że chłopaka, który parę ładnych lat temu złamał jej serce nie widziała od kilku dób. A przecież mieszkał, wciąż przez ścianę. Nie dziwiła ją jednak jego nieobecność. Doskonale słyszała rozmowę ostrzegawczą między dwójką piłkarzy Barcelony. Busi jasno dał zrozumienia swojemu przyjacielowi, że ten ma się usunąć i odpuścić. Dlatego podczas, gdy oni zajmowali się byciem rodzeństwem, on poświęcał czas swoim przyziemnym sprawom. Nie interesowało ją nawet, co takiego dzieje się z byłym Kanonierem. Starała się traktować go jak powietrze i zapewne byłoby tak nadal, gdyby nie wieczór podczas, którego wracała z kina. Spotkanie z przyjaciółmi ze studiów wprawiło ją w niebywale radosny nastrój. Z uśmiechem na twarzy wchodziła właśnie na podwórko swojego brata, kiedy na schodkach prowadzących do domu zobaczyła czyjąś sylwetkę. Mężczyzna siedział z głową spuszczoną w dół i dłońmi opartymi o swoje kolana.
-Cesc? - niepewnie podeszła do niego, a widząc w jakim stanie się znajduje szybko przy nim ukucnęła. - Wszystko w porządku?
-Nic nie jest w porządku - jego język już wyraźnie się plątał, a kiedy uniósł swój wzrok na nią nie była pewna czy widziała kiedykolwiek kogoś w tak bardzo pijackim nastroju jak on.
-Chodź do domu - podniosła się podając mu rękę.
Kiedy pomogła podnieść mu się z marmurowych schodów sięgnęła po klucze. Chłopak wspierał się na jej ramieniu sprawiając jej jednocześnie niesamowity ciężar. Kiedy zamek ustąpił mogli wejść do środka.   Z ulgą posadziła go na schodach prowadzących na piętro każąc ściągnąć mu kurtkę. Kiedy wróciła już na boso i bez swojego płaszcza dostrzegła wierzchnie okrycie piłkarza leżące na schodach.
-Sara, przepraszam - jego głos wydawał się być żałosny.
-O, zamknij się Cesc - rzuciła nieco zirytowana pomagając mu ponownie się podnieść. - Następnym razem po prostu mniej pij. Kto Cię tak urządził, hm?
-Geri - jęknął wspierając się teraz  jedną ręką o jej ramię, a drugą o poręcz schodów. - Właściwie sam się o to prosiłem.
Pokręciła tylko głową w dalszym ciągu nie dowierzając słowom, które przed chwilą padły z jego ust.
-Busi był z Wami, prawda? - uświadomiła sobie, że prawdopodobnie utknęła sam na sam z Cesciem.
-Mhm - słyszała, że chłopak już ledwo mówi, dlatego z ulgą przyjęła fakt, że za chwilę położy go do łóżka, a on momentalnie zaśnie.
Pokonanie jednak kilkunastu schodków prowadzących na piętro, z piłkarzem wiszącym na Twoim ramieniu nie jest niczym łatwym. Kiedy  tylko dotarła do pokoju zajmowanego przez gracza Dumy Katalonii wraz z nim opadła na łóżko ciężko oddychając. Momentalnie poczuła jego dłoń, gdzieś na jej talii. To było oczywiste, że pijany Cesc będzie próbował wykorzystać moment. Z niechęcią spojrzała na jego twarz, jednocześnie swoją dłoń kierując na jego.
-Cesc, nie pozwalaj... - uśmiechnęła się widząc, że chłopak już autentycznie zasnął.
Przytulił się do niej, jak małe dziecko do ulubionej maskotki i zasnął. Była jego maskotką, tą która sprawiała, że samotny sen nie był tak straszny, tą która odganiała wszystkie złe nocne koszmary. Niepewnie jej dłoń powędrowała na jego skroń, po której go lekko pogłaskała. Obróciła się teraz przodem do niego i tuląc do jego torsu odnalazła najbardziej wygodne miejsce. Nie miała już siły, chęci, ani nawet szans na wydostanie się z jego uścisku. Układając się na boku leniwie zamknęła powieki. Czując zapach jego perfum wymieszanych z alkoholem usnęła.


Przebudziła się rano. Wciąż leżała w tej samej pozycji, czując przy tym jak bardzo wygniotła sobie prawy bok. Piłkarz też mogłoby się wydawać, że w nocy nie ruszył się choćby o milimetr. Jego dłoń spoczywała nadal w tym samym miejscu, głowa była tak samo ułożona. A jednak coś się zmieniło. Na ich ciałach spoczywała teraz kołdra usilnie zabezpieczająca ich przed chłodem grudniowej nocy.  Mimo to czuła chłodny dreszcz przebiegający, gdzieś po jej ramieniu. Odruchowo wtuliła się mocniej w rozgrzane ciało Katalończyka. Na niewiele się to jednak zdało. Chłód, wciąż dawał o sobie znać.
-Cesc - mruknęła przymykając lekko powieki.
Bała się reakcji chłopaka na to, że leży obok niego. Ten jednak otwierając oczy uśmiechnął się, jakby pamiętał sposób w jaki dotarł tutaj wczoraj spod domu. Uważnie jej się tylko przyglądał.
-Co jest? - zmarszczył lekko brwi.
-Zimno mi - rzuciła dość niepewnie.
Ciężko westchnął odsuwając się na chwilę od niej i zmieniając swoją pozycję.
-Ułóż się wygodnie. - spojrzała na chłopaka z ramieniem rozłożonym tak, że zapraszało teraz tylko do tego, żeby ją nim objął. Spojrzała na jego tors zachęcający jej głowę do spoczęcia na nim, jego drugą rękę, zapewniającą ciepły uścisk.
-Możemy się zamienić stronami? - nieśmiało spojrzała mu w oczy.
Po chwili leżała już po jego drugiej stronie wygodnie wtulając swoją twarz w jego tors.  Czuła jego dłoń gładzącą jej włosy, jego ciepły oddech, zapach wody toaletowej. Kiedy swoimi wargami musnął jej czoło nawet nie zaprotestowała. Znowu go potrzebowała. Może mniej, może więcej, wciąż jednak potrzebowała. Z bólem serca przyznawała, że nie umie się na niego gniewać i nawet jeśli ją wkurza, to po kilku cichych dniach jest w stanie wybaczyć mu wszystko.
-Dzięki za wczoraj... - usłyszała szept chłopaka, a następnie niepewnie podniosła wzrok, tak by patrzeć mu w oczy.
-Dzięki za teraz - uśmiechnęła się do niego mając jednocześnie ochotę wpić się swoimi wargami w jego.
-Nie żartuje, gdyby nie Ty pewnie obudziłbym się pod domem..... - jego ręka z tyłu jej głowy powędrowała teraz na jej ramię.
-O ile byś nie zamarzł - zaśmiała się podsuwając się teraz bliżej niego.
-Zaraz Ty zamarzniesz - zauważył dreszcze przebiegające po ciele dziewczyny. - Nadal Ci zimno?
Brunetka w odpowiedzi kiwnęła tylko głową sprawiając jednocześnie, że chłopak przyciągnął jak do siebie tak mocno jak tylko się dało. Czuła przylegający do swojego ciała każdy milimetr jego. Podobało jej się to jak lekko na nią napierał, jak głaskał ją po ramieniu próbując rozgrzać. A on? Za główny cel postawił sobie nie to przytulanie dziewczyny, a jej ogrzanie.
-Znam skuteczniejsze sposoby na to, żeby się ogrzać - sprytnie zaproponował zawadiacko się uśmiechając i podnosząc jej twarz za podbródek do góry.
-Spadaj Cesc - zaśmiała się podnosząc do góry, po chwili jednak opadła z powrotem na jego tors jednocześnie lekko uderzając go głową. Grymas bólu, który zapanował teraz na jego twarzy jej zdaniem wyglądał dość słodko. Poczuła jak wyciąga swoją rękę spod jej głowy, a następnie łapie się na wysokości żeber.
-Pokaż - zabrała jego rękę delikatnie zastępując ją swoją i powoli zaczynając masować. - Boli Cię ten kawałek tłuszczyku? - zaśmiała się.
-Kto jak kto, ale Ty akurat powinnaś wiedzieć, że to nie tłuszczyk tylko kupa mięśni - bąknął przymykając powieki.
-O tak, Panie Kupa Mięśni - ponownie wybuchła śmiechem wsuwając swoją dłoń pod jego koszulkę. - Pomasuje Ci trochę, a ty się możesz przyznać do tego, że w nocy wstawałeś po kołdrę.
-A to nie Ty? - zwątpił na chwilę uważnie jej przyglądając. - O nie! Busi mnie dzisiaj zabije...


Wigilia Nowego Roku. Czas, który daje nam chwilę na refleksje, na nasze małe podsumowanie minionego roku. W jego mniemaniu wypalił jak bolid F1, by marnie finiszować. Zwyczaje, których nauczył się jeszcze w Londynie, teraz nie tylko sprawiały mu problem i kłopot, ale też przede wszystkim sprawiały, że tracił dziewczynę. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że ten wieczór to ostatni dzwonek na naprawę stosunków między nimi, a dzisiejszy poranek pozwalał mu jeszcze o tym marzyć. Przecież podobno jaka końcówka roku, taki i cały kolejny. Dziewczyna natomiast była zupełnie odmiennego zdania, co on. Wspominając miniony rok miała wspomnienia nie tylko te związane z piłkarzem Chelsea, ale też te z jednym z graczy Barcelony, jej bratem i ich przyjacielem. To właśnie w trakcie minionego roku podjęła decyzję o pracy z piłkarzami. Wszystko układało jej się wspaniale, no może z wyjątkiem tej nagłej zmiany otoczenia, która ostatecznie i tak wyszła jej na dobre. Tego wieczoru chyba po raz pierwszy w ciągu jej życia zobaczyła go w lekko niebieskiej koszuli. Widząc go w tym ubraniu zaparło jej dech w piersi. Mimowolnie uśmiechnęła się widząc jak z roześmianą twarzą rozmawia z kolegami z zespołu.
-Sara! - do jej uszu dopadł chilijski akcent.
-Alexis - zaśmiała się rzucając się chłopakowi na szyję, a następnie mocno go przytulając. - Dawno Cię nie widziałam. Jak tam klub?
-Nie narzekam - zaśmiał się jej wprost do ucha, po czym uważnie zlustrował wzrokiem jej wieczorną kreację. - Ładnie dziś wyglądasz.
Podczas kiedy skrzydłowy zespołu z Barcelony szczerzył swoje zęby w uśmiechu do siostry kolegi z drużyny, Fabregas miał ochotę wybić mu te proste perełki. Fizjoterapeutka angielskiego zespołu wyglądała dzisiaj nieziemsko. Czerwona  sukienka opinała się na jej biuście znacznie go uwydatniając, a długość do połowy uda i czarne szpilki podkreślały zgrabne nogi właścicielki.  W jego mniemaniu na jej szyi brakowało teraz tylko jednego elementu - naszyjnika, który wrócił już w jego posiadanie. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że spędzą ten wieczór razem, że Nowy Rok powita w jej towarzystwie.



Poranek po sylwestrowej nocy. Można by rzec, że jak każdy po większej imprezie. Dla pewnej dwójki osób miał być jednak czymś więcej niż zwykłym porankiem. Mieli go nie zapomnieć przez dłuższy czas. Impreza zakończyła się grubo 4, Sara poszła spać do swojego pokoju jednak wcześniej. Po ostatniej już rozmowie z Juanem tego wieczora władowała się do swojego łóżka, by oddalić się do krainy Morfeusza. Kiedy nad ranem śnił jej się chłopak, nie spodziewała się, że odruchowo wtuli się w tego leżącego koło niej. On też nie protestował, ba nawet odcisnął na jej czole swoje usta. Jego ręka dość pewnie powędrowała pod jej koszulkę, delikatnie teraz głaszcząc ją po biodrze. Mruknęła z zadowolenia uznając doskonałość pieszczoty jaką zadawał jej chłopak.  Czuła jego oddech gdzieś na jej ustach i to sprawiało, że miała jeszcze większą ochotę poczuć jego wargi na swoich.
-Po prostu mnie pocałuj - mruknęła dość sennie, wciąż nie otwierając powiek.
I wtedy to się stało. Poczuła jak jego rozgrzane wargi stykają się z jej. Najpierw pojedynczo musnął jej pełne usta, jakby chciał upewnić się, że może to zrobić. Za drugim razem był nieco bardziej stanowczy, a ten pocałunek przeciągnął. Na jej reakcję nie musiał długo czekać, już po chwili oddawała mu całusa. Wtedy postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Wpił się ustami w jej i starając się jak najzachłanniej zapamiętać ich smak, dotyk i wszystko, co tylko się dało zaczął ją całować. Nie stawiała oporu, aż do momentu, w którym stwierdziła, że ten pocałunek różni się nieco od tych, do których przyzwyczaił ją Mata. Był jakiś taki bardziej zachłanny, ale jednocześnie bardziej idealny. Pozwalając mu na ostatnią pieszczotę odsunęła się od niego powoli otwierając oczy.
-Cholera, Cesc! - warknęła momentalnie odsuwając się od chłopaka.
-Przed chwilą prosiłaś mnie o co innego - spojrzał na nią zdziwiony.
-Czemu w ogóle śpisz w moim łóżku? - zmarszczyła lekko brwi spuszczając z tonu. - A ten pocałunek...
-Był fantastyczny - mruknął wyprzedzając ją. - Thiago i reszta młodych zajęła mój pokój, salon jest zawalony, a Busi tradycyjnie był zajęty...
-Śnił mi się mój facet, dlatego Cię pocałowałam, idioto - zaśmiała się z troską przykładając mu rękę do czoła.
-Śniłem Ci się? Już jako Twój chłopak? - wyszczerzył się, za co oberwał tylko w głowę.  - Przemoc w domu! Nie bij mnie kobieto.
Śmiał się spoglądając jej w oczy. Mimowolnie zarażał ją tym śmiechem i swoim poczuciem humoru. Jednym ruchem ręki przyciągnął ją na nowo bliżej siebie. Nie protestowała, czuła tylko jak przyciska ją do swojej klatki piersiowej. Odgarnął z jej twarzy niesforny kosmyk, który wydostał się zza ucha. Uśmiechała się do niego, jak głupi do sera. Nie zważała na to, że jego twarz ponownie zbliża się do jej. Liczyła się chwila, jego dotyk i głupota. Właśnie zakończyli rok 2011. Rozpoczynali nowy: 2012, być może lepszy, być może bez zmian, być może gorszy. Chciała wierzyć,  że będzie lepiej niż było dotychczas. Ale przecież o to będzie już zdecydowanie trudno.

___________________________________________________________
Specjalnie dla Was napisałam wcześniej. Mam nadzieję, że jednak się spodoba. Kiedy nowość? Pewnie w przyszłym tygodniu teraz muszę stworzyć kilka części na wyrost, bowiem te, które miałam napisane właśnie się skończyły.  Jak teraz patrzę to rozdział objętościowo nie wydaje mi się jakiś fantastyczny, ale pisząc go miałam wrażenie, że jest dłuższy o co najmniej połowę. No nic, mam nadzieję, że w tej długości, także przypadnie Wam do gustu. Pozdrawiam :*

niedziela, 28 października 2012

Rozdział 3


Czym dla każdego z nas jest zbliżenie? Każdy z osobna definiuje to inaczej. Dla niej ostatnie zbliżenie do niego było po prostu potrzebą poczucia męskiego ramienia i uścisku. W myślach przyznawała, że był to jednej z jej większych błędów jakie popełniła po przyjechaniu z Londynu. Kolejne mogły dopiero nadejść... Ten był zdecydowanie na tą chwilę największym. Zbliżenie. Wystarczy otworzyć słownik, by poznać różne sposoby definiowania tego słowa. Dla jednych jest to po prostu zdjęcie wykonane z bardzo dalekiej odległości, inni powiedzą, że to stosunek płciowy, jeszcze inni będą zdania, że można tak zdefiniować przyjaźń. Ale to właśnie określenie pojednania, zgody i porozumienia oddaje w pełni, to co czuł i na co miał wtedy nadzieję on. Chciał przenieść tą zgodę na wyższy stopień zażyłości, ale widząc reakcje Sary, to jak później go unikała... Wolał zachowywać ostrożne kroki, a przynajmniej tak sobie mówił. Rzeczywistość, przecież zawsze weryfikuje nasze plany. Często zamiary spełzają na niczym i kończą się w naszych umysłach. Tam też nasza wyobraźnia układa wszystko tak, że kończy się to popularnym "żyli długo i szczęśliwie". W prawdziwym życiu, jednak rzadko się to zdarza. Ludzie zapominają o tym, czego chcieli dokonać, o konsekwencjach pewnych czynów. On też zapominał... Nie był chodzącym ideałem, którego nie da się nie kochać. Miewał swoje humorki, potrzeby, ograniczoną cierpliwość. Jak każdy miał wady, zazwyczaj przeważające nad zaletami.

Wigilia i dwa kolejne świąteczne dni minęły im dość spokojnie i w typowej katalońskiej rodzinnej atmosferze. Panna Busquets spędzała je w miejscowości z jakiej pochodziła - Sabadell. Fabregas natomiast postawił na rodzinne Arenys de Mar - miejsce, w którym mógł być sobą. Trochę śpiochem, trochę leniem, trochę ukochanym synkiem mamy, ale przede wszystkim bratem i kuzynem. Sara nie spodziewała się, że przez pół roku tak zatęskni już nie tylko za Sergio, ale też rodzicami, czy młodszym o rok Aitorem. Rodzinna atmosfera napędzała ją na wytrzymanie kolejnych dni bez Juana, bez mężczyzny, który skutecznie ocieplał jej serce. Cesc w tej atmosferze znajdował jednak inną siłę napędową - tą do walki. Nikt z nich nie pomyślałby wtedy, że wszystko potoczy się dość zaskakująco.

Kiedy w drugi dzień świąt wieczorem w domu Busquetsa rozległ się donośny dźwięk dzwonka do drzwi dziewczyna skierowała się je otworzyć, a wtedy ku jej zaskoczeniu za nimi stał Pique z kilkoma pakunkami. Jeden wręczył jej życząc wesołych świąt, drugi wciąż trzymał celem podarowania go jej bratu. Nim zaprosiła chłopaka do środka zza jego pleców wyskoczył nie kto inny tylko Cesc.
-Wesołych świąt! - po domu rozległ się radosny okrzyk przywołujący jednocześnie Sergio na dół.
Brunetka stała jak słup soli i uważnie przyglądała się chłopakowi. Nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa, żadnego gestu. Zapanowała niezręczna cisza. Geri już dawno poszedł do salonu, a ona stała i patrzyła na niego bez słowa. Tak samo jak on patrzył na nią nic nie mówiąc.
-Dla Ciebie - wysunął w jej stronę rękę z prezentem owiniętym świątecznym papierem. - Jeszcze raz wesołych świąt.
-Jakbyś nie zauważył już minęły - bąknęła przyjmując od niego pakunek. - Ale dziękuję.
Posłała mu wymuszony uśmiech jednocześnie zapraszając do środka. Kiedy tylko wszedł oparła się plecami o zamknięte drzwi i przelotnie spojrzała w sufit łapiąc głęboki oddech. Nie spoglądając nawet na przedmiot zaczęła ściągać z niego papier. Jej oczom ukazało się oprawione w klasyczną drewnianą ramkę zdjęcie jej i tej trójki wariatów. Niezależnie od tego, czy miałaby już gdzieś identyczne, czy nie posiadałaby takowego, to był prezent, który wywoływał uśmiech. Poczuła jak kąciki jej ust znacznie podniosły się do góry, a na jej ustach zawitał szeroki uśmiech. Nie posiadała jeszcze tej fotki, ba nie widziała jej nigdy na oczy. Doskonale jednak pamiętała dzień urodzin Cesca i moment robienia zdjęcia. Jego ostatnie urodziny spędzone wspólnie.
-Cesc.. - podniosła wzrok na chłopaka. - Dziękuję. Najwspanialszy prezent jaki można sobie wymarzyć.
Skinął głową uśmiechając się, po czym skierował się do salonu, w  którym czekali już pozostali piłkarze. Dziewczyna natomiast uświadomiła sobie, że o tyle, o ile posiada prezent dla Geriego, tak nie posiada nic dla Fabsa. Szybko skierowała się do sypialni, w której zostawiła ramkę i książkę podarowaną przez obrońcę Barcelony o wdzięcznym tytule "Myśl jak facet! Jak zdobyć i utrzymać mężczyznę". Nie wnikała już nawet w treść tytułu, złapała tylko za prezent dla Gerarda i pobiegła na dół. Musiała coś szybko wymyślić. Wpadła do pomieszczenia, w którym Busi trzymał alkohol i przeglądając butelki wybrała odpowiednią. Musiała jakoś ratować swój honor, więc ten prezent był jej furtką awaryjną. Po chwili z uśmiechem na twarzy i dwoma prezentami skierowała się w stronę chłopaków śmiejących się i oglądających jakąś świąteczną komedię lecącą w telewizji.  Wręczyła gościom prezenty od niej i uważnie obserwowała ich reakcję. Widziała jak jej brat podejrzliwie patrzy to na nią, to na butelkę spoczywającą w rękach byłego Kanoniera. Już wiedział, że butelka ich ulubionego wina jeszcze z czasów dzieciństwa nie znalazła się tam przez przypadek. Wiedział, że to butelka z jego barku. Pokręcił głową śmiejąc się pod nosem, Sara jednak uciszyła go jednym gestem. Nie spodziewał się, że jego siostrzyczka będzie kradła mu alkohol tylko po to, żeby dać go w prezencie byłemu chłopakowi.


Następnego dnia, a właściwie nocy przebudziły ją dźwięki dobiegające z korytarza. Znając wojaże swojego brata od razu jego przypisała do dźwięków wydawanych przez jakąś panienkę. Zapewne Sergio się teraz doskonale zabawia, a ona będzie musiała mu przerwać. Podniosła się z łóżka i skierowała swoje kroki w stronę pokoju brata. Ten jednak był szybszy. Ujrzała zaspanego chłopaka w samych bokserkach.
-To nie od Ciebie? - zawahała się robiąc niepewną minę.
-Miałem iść właśnie opieprzyć Cesca. - odpowiedział jej krótko wspierając się o framugę swoich drzwi.
Przez chwilę układała sobie w głowie, to co powiedział jej brat. Ten sam Cesc, który jeszcze nie dawno ją przepraszał, mówił jak bardzo mu zależy. Ten sam, który ostatnio starał się spędzać z nią każdą wolną chwilę. Posuwał teraz jakąś panienkę. Pluła sobie w twarz, że od razu nie zidentyfikowała tych dźwięków za ścianą, gdzieś tuż nad jej głową. Poczuła jak łapie ją obrzydzenie. Zwyczajnie chciała wierzyć w to, że on wcale taki nie jest. Łatwiej było jej podpisać tą etykietką swojego brata, niż byłego chłopaka. Ale przecież widziała go z jakąś szatynką na La Rambla. Czy to możliwe, żeby to ona go odwiedzała tej nocy?
Stojąc pod drzwiami chłopaka złapała za klamkę, dość niepewnie na nią nacisnęła, by za chwilę otworzyć drzwi. Jej oczom ukazał się wypięty, zupełnie nagi tyłek Cesca. Automatycznie zamknęła oczy wołając;
-Fabregas, kurwa! - trzasnęła drzwiami i  odwróciła się w stronę swojego brata.
Oboje wyczekiwali na chłopaka, który po chwili pojawił się zdyszany w samych bokserkach, co chwilę je poprawiając.
-Co jest? - sapnął opierając się o drzwi.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Musiała przyznać przed samą sobą, że prezentował się dość dobrze. Swoją uwagę skupiła na jego tatuażu znajdującym się na złączeniu jego kości ramiennej z kością promieniową i łokciową. Musiała gdzieś zawiesić wzrok, a to miejsce wydawało się najbardziej neutralne. Powoli przeniosła wzrok na jego twarz. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła jej się oczy, były jego poczochrane włosy.
-Możesz zamknąć tą dziwkę, który przebywa teraz w Twoim łóżku? - warknęła spoglądając w jego ciemne tęczówki. - Niech się zamknie. Nie wiem jak... Chociażby ją zaknebluj, ale ma milczeć. Niektórzy w tym domu próbują się wyspać. Jest po 2.00, a Tobie zachciało się bzykać jakąś nowo poznaną panienkę.
-Spokojnie - zaśmiał się spoglądając na kumpla. - Pisałem Ci, Sergio, że nie wrócę sam.
-Wiem - bąknął uważnie przyglądając się to siostrze, to przyjacielowi. - Zapomniałeś chyba tylko, że za ścianą masz Sarę.
-Dobra, dobra - podniósł do góry ręce w geście obronnym. - Postaram się załatwić to po cichu.
Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna jego życia stoi przed nim w dość skąpej koszulce nocnej. Najchętniej to z niej by ją zerwał, a potem to nią zajmował się w swoim łóżku. Przecież nie mógł mieć wszystkiego, dlatego tej nocy miał chętną studentkę medycyny sądowej. Sara była poza zasięgiem, uświadamiał sobie to co raz częściej. A teraz? Teraz niechybnie powiększył dystans. Plując sobie w twarz skierował się do sypialni.


Wstała koło 11 rano. Przez nocną przygodę Cesca spała nieco dłużej niż zwykle. Pewna, że chłopaków nie ma już w domu założyła na uszy słuchawki od swojego odtwarzacza muzyki i zaczęła krzątać się po pokoju. Po dłuższej chwili ruszyła do łazienki, celem zaczerpnięcia orzeźwiającego prysznicu. Nie zważając na nic pociągnęła za klamkę, zupełnie zapominając o tym, że pewien osobnik płci przeciwnej nie zamyka się w niej. Po domu potoczył się tylko jej pisk, a gdzieś w okolicy serca przeszył ją ból. To, co zobaczyła pod prysznicem... Chyba nikt nie chciałby tego zobaczyć... Cesc obściskujący się z jakąś blondynką. No właśnie, z blondynką, a więc był taki sam jak jej brat. Nie ważne czy ruda, czy blond czy czarna, ważne żeby było, gdzie wsadzić. Już bardziej wściekła zbiegła na dół. Busi siedział w kuchni uważnie jej się przyglądając. Po chwili na dole pojawił się też Katalończyk, jak gdyby zbiegł tam za nią.
-Jesteś pojebany! - wydarła się mu prosto w twarz. - Nie dość, że w nocy przez moją ścianę, to jeszcze w naszej wspólnej łazience!
-Uspokój się - podszedł bliżej i próbował złapać ją za ręce.
-Sergio, musisz oddać mi swoją łazienkę - spojrzała na brata. - Nie wejdę już pod tamten prysznic!
-Chyba dawno nikt jej nie przeleciał... - Fabregas bąknął pod nosem spoglądając teraz na przyjaciela.
Na twarzy obojga z nich zawitał lekki uśmieszek. Dziewczyna patrzyła na niego zarazem ze wściekłością, jak i żalem. Nie dostrzegał tego. Widział tylko tą wściekłość bijącą z jej oczu.
-Uwierz mi, że przeleciał lepiej niż Ty tą panienkę - syknęła mu prosto w twarz, po czym szturchając go swoim ramieniem ruszyła z powrotem na górę.


Jeszcze nie wiedział, że sam wykopał grób przeznaczony na tą przyjaźń. Nie wiedział, że pojedynczy wyskok, tak bardzo zaważy na ich relacji. Nie znał bólu jaki brunetka czuła w okolicy jej mostka widząc go w tej sypialni z inną, w łazience. Ona też nie wiedziała jak bardzo żałował tych czynów. Chciał ją móc przytulić, przeprosić, złapać za rękę i móc powiedzieć, że jest tylko dla niej. Że bez niej nie może już dłużej wytrzymać. I to właśnie chęć wypowiedzenia tych słów była chyba największa.  Oszukiwał swoje męskie instynkty racząc się, co jakiś czas ciałem innych kobiet, podczas gdy tak na prawdę potrzebował jej. Z jednej strony chciał wzbudzać na nowo jej zaufanie, z drugiej? Robił to tak nieudolnie, że czasem zastanawiał się nad tym czy w ogóle jeszcze posiada takowy narząd jak mózg.


___________________________________________________________

Chciałam nawet dopisać jeden z cytatów z piosenki robiącej za ścieżkę dźwiękową, ale postanowiłam pozostać przy opcji bez cytatowej. Co do treści może trochę dużo się dzieje w dość krótkim czasie, jednak musiałam to zrobić. W końcu nikt z nas nie jest idealny ;)
Mam nadzieję, że treść się spodoba. Kolejny jak mi się uda dodam już w środę/czwartek.
Pozdrawiam i ponownie dziękuję za wyrazy Waszego uznania. Każda opinia jest dla mnie na prawdę budująca.

wtorek, 23 października 2012

Rozdział 2



Pierwszy śnieg pokrywał swoją cienką warstwą chodniki wąskich uliczek Barcelony. To tutaj dziewczyna odnajdowała ukojenie. Po zakupach świątecznych postanowiła wstąpić do jednej z mniej znanych kawiarni po papierowy kubek ciepłej kawy. Czując unoszącą się woń gorącego napoju i oglądając ozdoby świąteczne porozwieszane chyba w każdym zakątku miasta uśmiechała się pod nosem. W dłoni dzierżyła kilka torebek z prezentami dla rodziców, braci, Gerarda. Kilka razy zastanawiała się czy o czymś nie zapomniała, jednak nie przychodziło jej nic do głowy. Prezent dla Juana już od jakiegoś czasu spoczywał w szafie w londyńskim mieszkaniu. Skierowała się w stronę głównej ulicy przyglądając się zakochanym parom spacerującym wzdłuż alejek. Jej wzrok spoczął na chłopaku przytulającym teraz jakąś szatynkę. Przypominał jej go tak mocno. Mogłaby przysiąc, że nawet jego włosy były tej samej długości i identycznie ułożone. Poczuła dziwne kłucie, a następnie cicho jęknęła z bólu. Była niemal w stu procentach pewna, że to on. Mijając parę kątem oka dostrzegła znajome rysy twarzy, teraz już wiedziała. Przyspieszyła kroku łapiąc przy tym pierwszą lepszą taksówkę. Wsiadając do taryfy opadła na kanapę odchylając głowę do tyłu i spoglądając w sufit. Podała adres swojego brata. Teraz jej myśli mogły się jednak skupić na tym, co wydarzyło się parę minut temu. Dziwne kłucie w mostku i uczucie pustki. Wstrząsnęła głową chcąc odgonić od siebie to, co teraz przyszło jej do głowy. Przecież nie mogła tego czuć względem jego osoby. Nigdy więcej.




~*~

-Wróciłem! - po domu rozległ się głos Cesca, który wszedł do środka z uśmiechem na twarzy.
Wrócił właśnie z La Rambla, z całkiem udanego spotkania. Taki już był, kiedy nie mógł mieć tego, co chciał korzystał z życia. Nie słysząc żadnej odpowiedzi skierował się prosto do łazienki, którą dzielił z Sarą. Upewnił się, że nie ma jej w środku, a następnie przymknął za sobą drzwi. Zrzucił z siebie ubrania, a następnie wszedł pod prysznic. Zimna woda zmywała z niego wszelkie ślady minionej randki. Juliet, bo tak jej było na imię sprawiła, że na chwilę zapomniał o właścicielce chyba najcudowniejszego uśmiechu na ziemi. Przymknął powieki napawając się przyjemnym dreszczem przebiegającym po jego ciele nieustępliwie myśląc o niej.
-Cesc idioto! - usłyszał jej poirytowany głos.
Nie wierząc czy to ona, czy tylko jego myśli obrócił się w stronę drzwi. Momentalnie zasłoniła sobie oczy dłonią. Zaśmiał się wychodząc spod strumienia wody.
-Zakryj się chociaż ręcznikiem - jej ton nieco zelżał. - Po za tym drzwi się zamyka.
-Po co? - złapał za kawałek materiału, który miał przysłonić go od pasa w dół. - Myślałem, że nikogo nie ma.
Złapał za jej nadgarstek i ściągnął jej dłoń z twarzy uśmiechając się. Patrzyła na niego z nie małym zaskoczeniem. Widział jak jej wzrok skakał z jego ręcznika na jego twarz i odwrotnie. Stali tak dobrych kilka minut, dopóki w jego głowie nie zaświtał kolejny głupi pomysł. Nim zdołała zaprotestować złapał ją w pasie wrzucając pod strumień zimnej wody.
-Idioto! - warknęła stojąc wewnątrz prysznica i jednocześnie wciągając go za rękę do niej. -Jestem mokra!
-Teraz ja też - śmiał się uważnie jej się przyglądając. - Po co ta złość? Piękności szkodzi.
W odpowiedzi jedynie uderzyła go otwartą dłonią w tors. Zwinął się lekko udając ból, by następnie wybuchnąć kolejnym niekontrolowanym śmiechem. Zadziałało. Dziewczyna nie patrzyła na niego już jak na idiotę, a śmiała się razem z nim. Uważnie jej się przyglądał podczas gdy ona chwyciła za jakąś tubkę z kosmetykiem do mycia, a następnie wycisnęła ją na jego głowę.
-Twój szampon? - zaśmiał się podsuwając się bliżej niej. - Ale będę miał cudowne włoski.
-Zapomnij - wystawiła język starając się jednocześnie zachować dystans ich ciał.
Ponownie na nią naparł darząc ją kolejnym uśmiechem. Kąciki jej ust znacznie unosiły się ku górze. Swoje dłonie skierowała na jego włosy wcierając w nie specyfik. Przymknął powieki oddając się na chwilę jej. Jej dłonie działały na niego jak alkohol na członka AA, jak kolejna dawka dla narkomana na głodzie. Chciał jej więcej i więcej.
-Saruś... - wydał z siebie cichy szept jednocześnie podsuwając swoją twarz bliżej jej.
Poczuł jak odpycha go od siebie, a po chwili ucieka spod strumienia wody. Patrzył teraz na uchylone drzwi, które pozostawiła. Nie wiedząc o co jej chodzi zrzucił z siebie i tak już mokry ręcznik i zajął się zmywaniem specyfiku ze swoich włosów.
Po zakończeniu toalety ubrał się i opuścił łazienkę z zamiarem zajrzenia do dziewczyny, która w popłochu od niego uciekła. Na jego drodze stanął jednak uśmiechnięty Sergio.
-I jak tam? - klepnął go w ramię . - Już rozmawiacie ze sobą?
-Było okej, dopóki nie obraziła się na mnie. -  w jego oczy rzuciły się teraz mokre ślady od jej stóp.
-Jak to obraziła? Co ty  jej znowu zrobiłeś? - chłopak wyglądał na nieco poirytowanego zachowaniem jego przyjaciela.
Dawał mu szansę na pogodzenie się z brunetką ryzykując przy tym relację ze swoją siostrą, a ten to zwyczajnie zaprzepaszczał.
-Nazwałem ją "Saruś" i uciekła... - westchnął ciężko.
Sergio pacnął się otwartą dłonią w czoło, a następnie zsunął ją po swojej twarzy.
-Jaki z Ciebie idiota - nie dowierzał w poczynania swojego kumpla i głupotę jaka w nim siedziała. - Przecież tylko Ty mówiłeś do niej "Saruś". Nie lubiła tego określenia zanim Ty nie zacząłeś go używać. Potem Ty zniknąłeś, a ona znienawidziła to na nowo. Zabroniła mówić do siebie w ten sposób.
-Idiota, idiota, idiota - jęczał po chwili odwracając się w stronę drzwi do jej pokoju. - Idę z nią pogadać.
-Nie spieprz tego, pacanie - zaśmiał się widząc odchodzącego przyjaciela.


~*~

Leżała na łóżku zalewając się łzami. Już dawno nikt nie użył względem jej osoby tego zdrobnienia, które zastosował teraz Katalończyk. Wszyscy podświadomie unikali tego stwierdzenia jak ognia. Nie słyszała tego od ośmiu lat, aż do teraz. Nie zważała na to, że leży w mokrym ubraniu z włosami ociekającymi wodą. Nie liczyło się to, że pościel moczy się nie tylko od jej łez. To jedno słowo zabolało ją tak mocno... Nigdy nie pomyślałaby, że wywoła u niej taką reakcję. Usłyszała ciche zamknięcie drzwi. Była niemal pewna, że to Sergio zamknął drzwi od jej sypialni chcąc zostawić ją sam na sam ze swoimi smutkami. Poczuła jednak po chwili jak ktoś zajmuje wolne miejsce obok niej na łóżku i dość niepewnie ją obejmuje.
-Przepraszam - jego szept uniósł się tuż nad jej uchem przyjemnie drażniąc jej membranę. - Nie wiedziałem, że już tak nikt do Ciebie nie mówi.
Automatycznie obróciła się do niego przodem i roniąc kolejne łzy wtuliła w jego ramię. Poczuła jego dłoń gładzącą ją po głowie i usłyszała ciepłe słowa próbujące uciszyć jej szloch.
-Nie powinien był się tak do Ciebie zwracać - szepnął. - Sara, przepraszam.
Moczyła teraz jego świeży podkoszulek nową porcją łez i swoim mokrym ubraniem. Mogła teraz bezkarnie wdychać zapach jego świeżo użytych perfum, tonąć w jego uścisku nie musząc się nawet przyznawać do tego jak bardzo go potrzebuje. Nie tylko teraz, ale niemal każdego dnia, kiedy wyciąga z torebki zdjęcie, na którym oprócz niej i Sergio widnieje też Geri i on. Trzęsła się z zimna próbując jednocześnie zamaskować to w jego ramionach.
-Jesteś cała mokra - szepnął jej na ucho jakby w obawie, że ktoś ich podsłucha. - Zostawię Cię na chwilę. Nałóż suche ubrania.
Kiedy podniósł się z łóżka pospieszenie wykonała jego polecenie zmieniając każdy element swojej garderoby na suchy. W krótkich szortach i koszulce na ramiączka władowała się ponownie do łóżka. Cesc tym razem dotrzymał słowa zjawiając się po krótkiej chwili. On też jej potrzebował, a teraz miał ku temu sposobność. Złapał za kołdrę i nakrył nią dziewczynę. Kiedy miał już ją zostawić ta złapała go za nadgarstek ciągnąc lekko w dół.
-Możesz chwilę ze mną posiedzieć? - pierwszy raz go o coś poprosiła, nie umknęło to jego uwadze.
Przesunęła się robiąc mu miejsce pod kołdrą, a następnie ją lekko unosząc do góry. Po chwili zawahania zajął wolne miejsce obok niej, ponownie ją przytulając. Czuł jej zapach, dotyk. Czuł delikatny chłód jej przemarzniętej skóry. Czuł ją.



~*~


Przebudził się, kiedy dziewczyna obracała się teraz plecami do niego. Widząc jej odkryte ramie lekko uśmiechnął się przejeżdżając po nim ostrożnie opuszkami swoich palców. Następnie przyciągnął ją do siebie obejmując na wysokości brzucha i oparł swój podbródek na jej ramieniu. Ponownie przysnął, by jakiś czas później zostać zbudzonym przez Sergio stojącego nad nimi.
-Wstawajcie! - jego głos niósł się nadspodziewanie głośno. - Nie uwierzycie kto wpada do nas za jakąś godzinkę. Sam Gerard Pique.
-Sergio, zamknij się - burknął odsuwając się teraz lekko od brunetki i ściągając z niej dłonie.
-Jak sobie chcecie - spojrzał teraz podejrzliwie na kumpla. - Ja jadę po coś do jedzenia. Wrócę przed Gerim, a wy się ogarnijcie do tego czasu.
-Jasne - Cesc położył się ponownie na poduszkach przymykając powieki.
-Możesz położyć ręce na kołdrę? - Busi patrzył na niego podejrzliwym wzrokiem i wtedy stało się coś, co zaskoczyło jednego i drugiego.
Kiedy pomocnik umieścił swoje dłonie na pościeli, brunetka złapała go za ramię ściągając jego rękę z powrotem pod spód, by ją tam ścisnąć.Spojrzenia dwójki zdziwionych pomocników skrzyżowały się. Podczas gdy zdziwienie ogarniało młodszego z nich, starszy dzielił z nim nie tylko to uczucie, ale też dumę rozpierającą go od środka. Był dumny z samego z siebie, z tego, że ta dziewczyna, wciąż w jakimś stopniu mu ufała. Bo przecież ufała, a to było tego najdoskonalszym dowodem.
-Dobra za godzinę macie być na dole. Do tego czasu róbcie, co chcecie - Busi obrócił się na pięcie kierując w stronę wyjścia, by na chwilę jeszcze raz spojrzeć na kumpla i swoją śpiącą siostrę. - Cesc, bez żadnego seksu!
Godzinę później obudził ich Pique, który postanowił ciężarem swojego ciała przygnieść ich. Powitał ich wesołym "wstawać śpiochy", po czym postanowił po maltretować Sarę łaskotkami, jak to miewał w zwyczaju. Z uśmiechem na twarzy otworzyła oczy witając tym samym Gerarda i ostrożnie ściągnęła ze swojego biodra rozpaloną dłoń bruneta śpiącego obok niej. Ten obrócił się do niej tyłem udając, że nie słyszy ich rozmowy.
-Co już znowu razem gruchacie? - Gerard wyszczerzył zęby w jednym z najsłodszych uśmiechów, jakie widział świat.
-Gerard! - sprzedała mu kuksańca w bok jednocześnie wybuchając śmiechem. - Chwila słabości, gorszego samopoczucia.
-Dobra, dobra misiaczki. Ja już znam te chwile słabości. - uśmiechnął się klepiąc dziewczynę w udo. - Schodźcie na dół. Twój braciszek podgrzewa to, co kupił.
-Geri - spojrzała teraz na uśmiechniętego kumpla. - Mamy do pogadania.
-O czym? - patrzył na nią zdziwiony nie wiedząc o czym może mówić.
-O Twoim zakochaniu - wystawiła język. - Busi narzeka, że już o nim zapomniałeś.
-Gdybym miał taką dziewczynę jak on też bym zapomniał... - spod kołdry rozległ się zaspany głos Francesca. - Myślę, że z Tobą byłoby podobnie.
Tym razem to brunetka zrobiła duże oczy badawczo patrząc na obrońcę Dumy Katalonii. Nie wiedziała o czym, ani o kim mówi Cesc. Widocznie jednak o czymś wiedział. Pospiesznie podniosła się z łóżka i w asyście Gerarda opuściła swoją sypialnię, by jeszcze na chwilę do niej zajrzeć.
-Podnoś się! - krzyknęła na bruneta. - Busi nie lubi spóźnialskich!

__________________________________________________________
W nagrodę, że w meczu zabrakło Cesca, świeża porcja dla Was.
Cieszę się niezmiernie, że podoba Wam się, przynajmniej póki co. :) Mam nadzieję, że będzie tak nadal.

piątek, 19 października 2012

Rozdział 1



Co czuje człowiek leżąc i  patrząc w sufit? A co może czuć osoba, która czuje się w pełni spełniona i oddaje się tej samej czynności? Odpowiedź na to drugie pytanie z pewnością znała Sara Busquets Burgos. Od dobrych kilkudziesięciu minut uśmiech nie schodził jej z twarzy. Sama przed sobą mogła przyznać, że w ciągu zaledwie pół roku dokonała wszystkiego, co teraz definiowało aktualnie jej życie. Świeżo po studiach zdecydowała się na ten wyjazd do Londynu, tu znalazła pracę w jej zdaniem najlepszym  angielskim klubie. Urządziła się tu, w swoim nowiuteńkim mieszkanku w dzielnicy sąsiadującej z londyńską Chelsea. A teraz? Teraz jej głowę zaprzątał on. On i jego uśmiech. On i jego ciepłe słowa. On i ich wczorajsze spotkanie. Głowy nie zaprzątał jej nawet brak przelewu za wynajem jej barcelońskiego mieszkanka od studentów medycyny. Nie, teraz liczył się on. Zdecydowanie to dzięki niemu tak szybko odnalazła się w londyńskiej rzeczywistości, a szare uliczki nabrały nagle niesamowitych kolorów. Patrzyła teraz na żyrandol wiszący tuż nad nią myślami będąc, wciąż przy tym chłopaku noszącym na co dzień numerek 10 na swojej koszulce klubowej.  Nie przeszkadzał jej już nawet telefon dzwoniący po raz setny tuż przy jej uchu. Była szczęśliwa i teraz to się liczyło. Nie czuła już nawet potrzeby rozmowy ze swoim bratem.
-Co chcesz? - zaśmiała się do słuchawki odbierając w końcu połączenie.
-Sara... - głos jej brata sprawił, że jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, o ile to możliwe. - Ratuj starszego braciszka.
-Co się dzieje? - podniosła się podchodząc do okna i obserwując z niego codzienny zgiełk stolicy.
-Gran Derbi, mówi Ci to coś? - usłyszała jego nieśmiałe pytanie. - Gramy w weekend, przylecisz?
-Mam tu trochę roboty - burknęła pod nosem. - Papierki mnie gonią.... Muszę to załatwić przed świętami.
-Papierki? - zaśmiał się. - Myślałem, że miałaś tam masować męskie ciała, a nie....
- Tak też robię głuptasie. - westchnęła siadając na parapecie. - Ale dokumentacja lekarska sama się nie uzupełni. Wpadnę na święta, nie wezmę teraz wolnego, kasa na czynsz sama się nie zarobi.
-A myślałem, że tatuś Ci prześle - nawet słysząc go przez telefon wiedziała, że na jego twarzy maluje się teraz cwaniacki uśmieszek.
-Doskonale wiesz, że nie należę do córeczek tatusia i po byle funta nie biegam do naszego ojczulka - westchnęła wchodząc do kuchni i nastawiając wodę na herbatę.
-Wiem, wiem. Droczę się z Tobą - przyznał defensywny pomocnik. - Co się z Tobą dzieje ostatnio, hm?
-Jestem szczęśliwa, Busi - uśmiechnęła się do samej siebie uważnie oglądając swoje paznokcie.
-Nie mów mi, że Ty też... - jęknął dość zrezygnowany.
-Hm? Co masz na myśli? - dziewczynę widocznie zaciekawiło stwierdzenie jej starszego brata.
-Pique biega zakochany, Fabs lata z głową w chmurach, jeszcze teraz Ty....
-Braciszku i na Ciebie przyjdzie czas. - zaśmiała się zalewając herbatę wrzącą wodą. - Geri się zakochał? No nie wierzę....
-Przyjedź i sprawdź - zawtórował jej swoim śmiechem. - A nie, nie sprawdzisz... Bo nie spędza z nami prawie wcale czasu.
-Ja mu pokażę - rzuciła, wciąż dusząc w sobie chichot. - Porozmawiam sobie z nim w święta.



~*~

Siedział oglądając derby pomiędzy jego byłym klubem, a jednym z lokalnych przeciwników. Tego popołudnia mierzyły się ze sobą jedne z największych klubów w Anglii. Zawsze, kiedy tylko miał wolne, włączał mecze Arsenalu, by móc choć w ten sposób okazać wsparcie swoim kolegom. Była około 20 minuta meczu, kiedy po faulu jednego z zawodników Kanonierów na boisku wylądował Mata. Wtedy właśnie dostrzegł ją. Wraz z resztą sztabu klubowych lekarzy podeszła do chłopaka zwijającego się z bólu. Przez chwilę myślał nawet, że to jego wyobraźnia płata mu takiego figla, przecież wrócił tu w głównej mierze dla niej, jednak kiedy podczas jednego ze zbliżeń dostrzegł jej twarz, jej uśmiech. Już wtedy w stu procentach był pewien, że to właśnie siostra jego kumpla. Zauważył jeszcze jedno... Zamiast zacząć skupiać się na meczu i piłce krążącej po boisku, on szukał jej z nadzieją, że ujrzy ją gdzieś za linią końcową boiska. Zdecydowanie to był jeden z lepszych dni... Mimo, że na szklanym ekranie, to jednak miał okazję ją zobaczyć. Uśmiechnął się sam do siebie, by po meczu sięgnąć po laptopa, na którym to zamierzał sprawdzić czy aby na pewno jego oczy się nie pomyliły.  Przewertował kilka odpowiednich stron i bez problemu odnalazł szukany wynik. Nie mylił się. Uciekła przed nim do Londynu.... Do miasta, w którym spędził ostatnie osiem lat. Poczuł się teraz jak zgnieciony kawałek papieru, który następnie zostaje ciśnięty na dno biurowego kosza. Czuł jak coś w nim pęka. Jak jego światopogląd właśnie zaczyna się rujnować. Czy to możliwe, żeby czuł do niej nadal coś aż tak silnego? Czy to możliwe, żeby przez te osiem lat rozłąki nie stała mu się ani w jednym calu obojętna? Podniósł się z kanapy łapiąc kluczyki leżące na stoliku. Ruszając w stronę drzwi przejrzał się jeszcze lustrze upewniając się, że może wyjść w takim stanie z domu. Nie zwrócił uwagi na poczochrane włosy, po prostu skierował się do swojego Audi, a następnie udał do najlepszego przyjaciela. Gerard powitał go około 20 minut później z otwartymi ramionami i uśmiechem na twarzy. Dziwił się skąd ten chłopak ostatnimi czasy bierze tyle pozytywnej energii. Miał jakieś swoje prywatne źródło, którym nie chciał się podzielić, a teraz właśnie Cesc go potrzebował.
-Pique - rzucił zajmując wolne miejsce na kanapie. - Co powiesz na to, żebyśmy pojechali na jakieś dupeczki?


~*~


Był 20 grudnia. Do Wigilii pozostały równo cztery dni, wystarczająca ilość czasu na zakup prezentów dla bliskich osób. Wysiadała właśnie ze srebrnego samochodu Juana, podczas gdy on zaczynał wyciągać z bagażnika jej walizki.
-Może jednak zatrzymasz się na noc? - oparła się o jego samochód uważnie mu się przyglądając.
-Spokojnie - zaśmiał się zamykając klapę bagażnika. - Za 5 godzin będę w domu.
-Nie jesteś zmęczony? - podeszła bliżej niego swoją dłonią delikatnie przejeżdżając teraz po jego skroni. - Wiesz z Londynu jest trochę drogi samochodem, a Busi na pewno nie będzie miał nic przeciwko...
-Nie będę go martwił - uśmiechnął się ujmując swoimi dłońmi jej twarz, a następnie składając na jej ustach przelotny pocałunek. - Odwiozłem Cię bezpiecznie do brata, widzimy się po świętach.
-Zadzwoń jak dojedziesz - uśmiechnęła się do niego wspinając lekko na palce.
Miała go właśnie pocałować, kiedy usłyszała głos swojego brata nawołującego ją ze schodków przed domem. Obróciła się przodem w stronę budynku i wtedy dostrzegła tam nie tylko Sergio, ale też jego. Stał tam i uśmiechał się do niej równie pewnie jak jej brat. Po chwili obaj ruszyli w jej stronę, by zabrać jej walizki. Poczuła się niepewnie nie tylko ze względu na to, że nie wiedziała jak pożegnać się z Matą, ale też ze względu na fakt, że był tu Cesc. Gracz angielskiej Chelsea musiał to zauważyć, bowiem pochylił się tylko nad nią i ucałował ją w policzek, szepcząc krótkie "Pa", a następnie witając się z kolegami z reprezentacji. Grudzień 2011 właśnie kręcił jej w głowie. Zarzuciła swoją torebkę na ramię ruszając w stronę domu. Po chwili zrównał się z nią Fabregas ciągnący jedną z jej walizek.
-Cześć - uśmiechnął się do niej wystawiając na wierzch swoje śnieżnobiałe zęby. - Jak podoba się Londyn?
-Daruj sobie - bąknęła przyspieszając nieco kroku, ten jednak sprytnie ją dogonił.
-Wiesz po co tu przyleciałem? - zaśmiał się uważnie jej się przyglądając.
-Żeby mnie wkurzać? - spojrzała na niego kątem oka. - Niestety się nie udało... Minęliśmy się.
-No właśnie - poczuła jak zaciska swoją dłoń na jej nadgarstku. - Minęliśmy się, wiesz coś o tym?
-Tylko tyle, że przez Ciebie musiałam zrezygnować z pracy w Barcelonie - warknęła mrużąc nieco oczy i po raz pierwszy od tak dawna spoglądając mu prosto w twarz.
-Nie musiałaś - wciąż trzymał ją za przegub dłoni nie chcąc puścić.
-Musiałam... - szeptała przez zaciśnięte zęby, żeby nie wydać z siebie najmniejszego krzyku i nie zainteresować tą rozmową Busiego. - Myślałeś, że po tym wszystkim spojrzę Ci tak po prostu w twarz? Że jak przyjdziesz do mojego gabinetu na testy, albo jakiś głupi masażyk to będę mogła z kamienną twarzą go zrobić? Jesteś na prawdę naiwny Cesc....
Po tych słowach brunetka wyrwała swoją rękę z jego uścisku i przyspieszonym krokiem skierowała się do środka, by następnie opaść na kanapie w salonie.
-Może i byłem naiwny - nie dawał jej spokoju, a teraz właśnie wszedł  do domu defensywnego pomocnika. - Ale do jasnej cholery, przyleciałem tu głównie dla Ciebie. Stęskniłem się za Tobą. - zajął miejsce obok niej uważnie jej się przyglądając. - Brakowało mi Twojej obecności.
-A mi Twojej nie - warknęła zaciekle spoglądając w jego oczy. - Świetnie sobie radzę, a ten wyjazd to najlepsze co mogło mi się przytrafić.
-Sara... - jego szept zadudnił jej w głowie, przymknęła powieki chcąc zagłuszyć to echo odbijające się od komór jej mózgu.
-Mam kogoś - rzuciła jakby od niechcenia. - Nie możesz mnie traktować jak taniej dziwki, która przy pierwszym spotkaniu po ośmiu latach wpadnie Ci najpierw w ramiona, a potem wejdzie do łóżka.
-Nie traktuję Cię tak - rzucił, wciąż uważnie jej się przyglądając. - Zostań znowu moją przyjaciółką.
-O doskonale! - wykrzyknęła z niespodziewanym entuzjazmem. - W końcu się przyznałeś, że zawsze byłam tylko Twoją przyjaciółką. Co za ironia losu! Ty już raczej nie zostaniesz moim przyjacielem.
-Sara... - podsunął się bliżej niej, a swoją dłoń położył na jej ramieniu. - Przecież wiesz jak bliska mi jesteś.
-Sergio?! - odsunęła się od Hiszpana oglądając się do tyłu i szukając wzrokiem brata. - Masz coś do jedzenia? Albo nie! Zamówmy pizzę!
-Jasne! - chłopak wszedł właśnie do domu.- Zagadałem się trochę z Matą. Dawno go nie widziałem. Słyszałem, że nieźle sobie radzisz siostra.
-W jakim sensie sobie radzę? - spojrzała na niego podejrzliwie, czując na sobie, wciąż wzrok byłego chłopaka.
-No wiesz... - widziała jak Sergio specjalnie przeciąga swoją odpowiedź chcąc coś z niej wyciągnąć. - Podobno cała kadra Chelsea chwali sobie Twoje ręce. Będę teraz jeszcze bardziej ubolewał nad tym, że odrzuciłaś ofertę Barcy.
-Tam jestem znana jako Sara Busquets- westchnęła ciężko.- Nie jako Sara Busquets siostra Sergio, sławnego piłkarza reprezentacji Hiszpanii, wychowanka Azulgrany. Nie jestem też znana jako Sara Busquets, córka Carlesa Busquetsa, byłego bramkarza Katalonii. Jestem sobą, braciszku.
-Cieszy mnie to. - zaśmiał się zajmując wolne miejsce na kanapie obok dwójki już tam siedzącej. - To co, zamówię tą pizze?
Dziewczyna spojrzała teraz na ekran telewizora, na którym Cesc zmieniał, co chwilę jakiś kanał. Czuła, że jest wkurzony, na jego miejscu też by była. Ale przecież taka była prawda, nie mogła mu obiecać, że zostanie jego przyjaciółką, skoro czuła do niego w dalszym ciągu urazę. Czuła do niego żal, dlatego teraz beznamiętnie wgapiała swój wzrok w szklany ekran. Sergio rozmawiał przez telefon składając odpowiednie zamówienie, a Cesc skakał po programach. Sara rozłożyła się wygodniej na kanapie, po chwili czując na swojej dłoni jego dotyk. Szczelnie okrył jej dłoń swoją. Nieustępliwie patrzyła w telewizor czekając, aż któryś z nich przerwie tą krępującą ciszę i jego krępujący dotyk. Oczekiwała choćby głupiego stwierdzenia "pizza będzie za pół godziny". Niby tylko 5 zbędnych słów, w tym momencie potrzebowała ich jak wędrowiec wody na pustyni. Poczuła jak palce chłopaka wciskają się między palce jej dłoni, przymknęła powieki. Nie chciała pokazać nic, mimo, że w jakimś stopniu brakowało jej choćby tych najprostszych gestów z jego strony. Teraz powoli wypełniał miejsce, które wciąż pozostawało puste. Mimowolnie jej dłoń spoczęła teraz na jego, palcami odnajdując jego nadgarstek i wtedy... Poczuła jakiś dziwnie znajomy rzemyk, a na nim kawałek wiszącego srebra. Spuściła wzrok, tak by móc na spokojnie obadać to, co chłopak nosi na ręku. Literka 'S'. Bliźniacza do tej 'C' leżącej, gdzieś na dnie jej torby. Gwałtownie podniosła się z kanapy uciekając do swojego tymczasowego pokoju znajdującego się na piętrze, rzucając uprzednio krótkie "Przepraszam". Znowu czuła się jakby zagubiła się w jakimś labiryncie, z którego nie było wyjścia.

~*~

Siedział na tej kanapie uważnie przyglądając się miejscu, w którym pozostał po niej tylko wygnieciony kawałek obicia i torebka leżąca na podłodze. Przerzucił wzrok na swojego przyjaciela. Ten wzruszył tylko ramionami w geście zdziwienia.
-Ciekawe za ile zbiegnie wściekła - rzucił Sergio lekko się uśmiechając. - Raz, dwa, trzy....
Cesc spojrzał teraz na schody, po których już niósł się odgłos jej stóp.
-Do jasnej cholery! - jej głos melodyjnie niósł się teraz po całym domu. - Czemu mi nie powiedziałeś, że mam jechać do hotelu? Jak mieszkacie razem to mogłeś mnie uprzedzić!
Śmiech piłkarzy rozległ się po parterze, dopiero teraz starszy z nich zdał sobie sprawę z tego, że faktycznie pokój gościnny zajmują jego rzeczy. Zatrzymał się na jakiś czas u kumpla, ze względu na remont u siebie. Widział jak naburmuszona stoi na przedostatnim stopniu i spogląda to na niego, to na brata. Zaczął się podnosić, by skierować się w jej stronę, a następnie zgrabnie wyminąć ją i wspiąć się na górę, jednak wyprzedził go Busi.
-Weź drugi pokój gościnny - rzucił próbując pohamować swój śmiech. - Fabs tymczasowo mieszka w tamtym.
-Mogłeś mnie uprzedzić - usłyszał jej warknięcie, a dopiero potem dostrzegł jej wkurzoną twarz.
Wciąż śmiejąc się podszedł do niej odgarniając jej włosy z twarzy.
-Chyba się jakoś dogadamy - zaśmiał się mijając ją i kierując się na górę. - Aha, Busi nie wspomniał, ale mamy wspólna łazienkę!
Pospiesznie wbiegł na górę uciekając tym samym przed goniącą go brunetką.
-Cesc ja Ci kiedyś coś zrobię! - jej wściekły głos rozniósł się jeszcze echem po jego pokoju, a następnie opadł na łóżko zalewając się łzami wywołanymi śmiechem. Sam sobie dziwił się, że tak sprytnie uknuli to z Sergio. I o tyle, o ile remont autentycznie odbywał się w jego domu, to jednak mógł tam mieszkać przez jakiś czas. Jednak oboje wiedzieli, że to najwyższy czas na to, żeby Katalończyk pogodził się z brunetką, a przecież tylko mieszkanie pod wspólnym dachem może im to ułatwić. Bądź, co bądź brakowało mu jej obecności. Teraz, przebywając z nią te kilka minut od razu poczuł się lepiej. Nie przeszkadzała mu nawet jej niechęć do jego osoby. Była dla niego jak napój energetyczny w przerwie meczu, jak zawodnik tej samej drużyny asystujący mu przy bramce, jak kapitan drużyny pobudzający ją do dalszej walki. Właśnie teraz go do niej pobudziła. Widział, że musi walczyć i mimo, że ta walka może być czasochłonna i męcząca, to przecież chce ją na nowo do siebie przekonać. Już widział, że te ziarenko miłości jakie w nim zaszczepiła osiem lat temu, nadal pozostało gdzieś na dnie jego serca. W mniejszym lub większym stopniu, jednak wciąż jej potrzebował. Każdy człowiek ma własne potrzeby. On też je miał. Jego potrzebą była właśnie ona.

________________________________________________________________
Nie jestem przekonana, co do tego rozdziału zwłaszcza, że zupełnie nie chcący mój prolog wywarł na Was aż takie wrażenie. Nakopałam sobie samej próbując teraz to przebić. Mam nadzieję, że jednak ten rozdzialik Was nie zniechęci i nadal będziecie czytać. Pozdrawiam.

sobota, 13 października 2012

Prolog



Brunetka siedziała na łóżku w mieszkaniu, które lada moment miała opuścić ściskając łańcuszek z zawieszką w kształcie literki "C". Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że spoczywał on gdzieś na dnie jej szuflady w nocnej szafce. Mogłaby przysiąc, że widziała go ostatnio osiem lat temu. Kiedy wszystko wydawało się wspaniałe, kiedy on był przy niej. Co się zatem stało? Co tak diametralnie mogło sprawić, że jej życie straciło głębię kolorów? Właśnie on. On i jego wyjazd. Nie tylko za to wszystko znienawidziła jego. Znienawidziła też Londyn i klub, w którym grał. Kiedy tylko Barcelona spotykała się na boisku z Arsenalem ściskała kciuki z nadzieją, że po raz kolejny skopią mu tyłek. W zasadzie prawie zawsze tak było. A teraz? Uciekała. Tak, mogła się sama przed sobą do tego przyznać. Uciekała przed nim. Minęły trzy dni od jej 22. urodzin. Trzy dni od tego pamiętnego 15 sierpnia 2011. Podczas gdy mieszkańcy Barcelony chodzili z głowami uniesionymi do góry i nosili w sercach radość z powrotu do Dumy Katalonii jednego z jej wychowanków, ona zwyczajnie nie miała ochoty na żaden przyjazny gest. Od tamtego dnia na jej twarzy nie zagościł uśmiech, nie chciała też świętować swoich urodzin. Wybrała zaszycie się w swoim mieszkaniu i wymyślenie awaryjnego planu.  Wszystko było dość proste: skoro opuścił stolicę Anglii to na pewno nie prędko w niej zagości. Skoro grał w jednym z londyńskich klubów, ona może zacząć pracę w innym.  Nic bardziej mylnego.
Ponownie spojrzała na srebrną zawieszkę spoczywającą w jej dłoni. Z bólem serca przypominała sobie jego wyjazd, to jak ją zostawił, by kilka dni później związać się z Carlą. Pamiętała to, co wtedy czuła. Pamiętała jak niespełna piętnastoletnia dziewczyna straciła już wtedy wiarę w męski gatunek. Już wtedy to jakoś ją ukształtowało. A teraz? Bezkarnie wracał. Bała się. Bała się jego obecności w jej Barcelonie, bała się, że będzie musiała stanąć prędzej czy później z nim twarzą w twarz. Bała się spojrzeć mu w oczy  i powiedzieć, że u niej wszystko w porządku i całkiem nieźle dała sobie radę. Ze złością cisnęła medalikiem na dno torby. Nadszedł jej czas. Czas opuszczenia stolicy Katalonii, czas opuszczenia Hiszpanii.




Szedł dobrze mu znanymi i niezapominanymi uliczkami słonecznej Barcelony. Uśmiech rozświetlał jego twarz. Był w końcu szczęśliwy. Był w domu. Nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo stęsknił się za tym szumem morza, tłumami na La Rambla i za nią... Najbardziej chyba tęsknił za jej uśmiechem. Stanął pod drzwiami swojego kumpla. Sergio Busquets jeden z tych, którzy mieli po części największy wpływ na jego transfer do FC Barcelony. Jego przyjaciel, ale przede wszystkim jej brat. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nawet nie wie, co u niej słychać. Od jego wyjazdu do Anglii odcięła się od niego zupełnie. Kiedy przyjeżdżał na święta i wakacje do domu nie utrzymywała z nim kontaktu. Kiedy wpadali z chłopakami do Busiego jej nigdy nie było.
-Wyszła ze znajomymi - to zdanie słyszał najczęściej.
Dopiero teraz zaczynał rozumieć jego sens. Ta brunetka nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Był już prawie pewien, że tym razem też nie zastanie jej tutaj. Wiedział, że na pewno nie zastanie jej w domu kumpla. Jeśli tylko nadal utrzymywała z bratem tak dobry kontakt jak dawniej na pewno już wiedziała, że on tu jest. Wielokrotnie wracał myślami do chwil spędzonych z nim jeszcze za szczeniaka. Pamiętał jak ją poznał, jak dostrzegł w niej coś więcej. Ona w nim też to coś wtedy dostrzegła. Tęsknił za tymi chwilami, jednak nie zwierzył się z tego ani Gerardowi, ani Sergio. Czemu? Chyba zwyczajnie bał się tego uczucia, które mu przy tym towarzyszyło.
Jak na zawołanie po przekroczeniu progu posiadłości przyjaciela nie dostrzegł nikogo więcej w środku. Nie było jej, tak jak podejrzewał. Nie miała ochoty świętować z bratem swoich urodzin. Nie miała ochoty go spotkać. Jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy z tego, że kilka kilometrów dalej dziewczyna wsiadała właśnie do samolotu, który miał przenieść ją w miejsce, z którego on wrócił ledwie kilka dni temu.



Znowu się minęli. Gorzki smak uczucia, którym nadal się darzyli był silniejszy. A podobno błędy trzeba wybaczać. Nikt nie jest przecież doskonały. Dzisiaj oboje nie zdali tego egzaminu. Systematycznie oblewali go rok po roku. Ona nie chcąc mu wybaczyć, on nie próbując jej do tego zmusić. A w rzeczywistości? Okłamując się każdy przed samym sobą próbowali ułożyć sobie życie. Wątpliwościom nie podlegało to, że będą to nadal robić. On tu na Costa Brava, ona w dzielnicy Hammersmith and Fulham. On skąpany w słońcu, ona w chłodnych porankach.