poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 11


muzyka w klubie uniemożliwiała ludziom wzajemną komunikację. Odczuwał to każdy, nie było wyjątków nawet wśród ludzi siedzących we własnych lożach. One też miały niemałe problemy z dogadaniem się między sobą. Basy dudniące w uszach i dobry humor, to właśnie teraz towarzyszyło Sarze Busquets.
-Zgłupiałeś?! - zaśmiała się widząc Alexisa, który wrócił do loży w towarzystwie jednej z kelnerek niosącej tacę wypełnioną kolorowymi kamikadze. - Nie wypijesz tyle.
-Sam na pewno nie - wyszczerzył zęby do brunetki, a następnie przeniósł swój wzrok na Holendra zajmującego miejsce u jej boku.
-To po co tyle tego kupiłeś? - spojrzała na niego upijając łyk swojego drinka.
-Pijecie to ze mną! - zaśmiał się dopiero teraz zajmując wolne miejsce po jej prawej stronie. - Sara chyba mi nie odmówisz?
-Alexis... - zaczęła, ale czując na sobie jego ramię i widząc tęczówki próbujące przejrzeć ją na wylot zgubiła własne słowa.
-Dobra, pijemy... - Ibi podsunął się bliżej stolika i podał każdemu po kieliszku kolorowego trunku.


-On zgłupiał - zaśmiała się wprost do ucha swojego byłego chłopaka, widząc Alexisa obściskującego się z kolejną dziewczyną.
-Nie, on tylko szuka panienki na noc... - mruknął zupełnie niczym niewzruszony Ibrahim.
-Ibi! - pisnęła mu wprost do ucha, lekko klepiąc go w ramię. - Przestań tak mówić!
-Mówię jak jest - westchnął spoglądając jej w oczy i przyciągając ją teraz bliżej siebie. - Stęskniłem się za Tobą...
-Jesteś pijany... - zaśmiała się prosto w jego twarz, a następnie wsparła swój podbródek o jego ramię. - Ale ja za Tobą trochę też. Brakuje mi takiego przyjaciela w Londynie...
-Przyjaciela? - zmarszczył brwi przyciskając ją teraz jeszcze bliżej siebie i jednocześnie nie przestając poruszać się w rytm wolnej piosenki lecącej z głośników.
-Przestań... Przerabialiśmy już to... - westchnęła ciężko, a chwilę po tym poczuła jego usta na swojej skroni. - Źle się w tym czułam, pamiętasz?
-Mhm... - mruknął cicho w dalszym ciągu nie wypuszczając  jej ze swoich ramion. I zapewne nadal by jej nie wypuścił, gdyby nie poprosiła go o to sama pod pretekstem wyjścia do łazienki.


Przyszedł tu jak zwykle pod pretekstem znalezienia sobie dziewczyny na jedną noc. Ten klub nigdy go nie zawodził, a jego parkiet skrywał ósme cudy świata. I dzisiaj też miał spośród nich wybrać tą jedną, która pozwoli mu zapomnieć o Sarze. Nie spodziewał się  tylko, że idąc do baru ujrzy ją. Wpadła na niego zupełnie niespodziewanie. Na jej twarzy malował się uśmiech, a wzrok był nieco rozmyty.
-Cesc! - przywitała go z nad wyraz przesadnym entuzjazmem, a chwilę po tym zarzuciła mu swoje ręce na szyję.
-Sara... - ostrożnie ściągnął z siebie jej górne kończyny, uważnie ją przy tym lustrując swoim wzrokiem. - Jesteś pijana...
-Oh, przestań! - obrzuciła go swoim oburzonym spojrzeniem. - Nie jestem pijana, świetnie daję sobie radę i...
-Z kim tu przyszłaś? - złapał ją za nadgarstek, swoim wzrokiem przejeżdżając natomiast po całej sali.
-Z Ibim  i Alexisem - rzuciła dumnie spoglądając mu prosto w oczy.
-Zawieść Cię do Sergio? - bał się wykonywać teraz pochopne gesty, więc po prostu trzymał ją za rękę i uważnie jej się przyglądał.
-Śpię u Ibiego - pokręciła głową. - Sergio miał na dzisiaj swoje tajemnicze plany. Idę po drinka.
Wyszarpnęła mu swoją rękę i skierowała się chwiejnym krokiem do baru. Ciężko westchnął. Z jego łowów dzisiaj były nici, widział, że teraz musi pilnować siostry przyjaciela. Powoli ruszył za nią, stając z tyłu i uważnie jej się przyglądając. Brunetka wspięła się na lekkie podwyższenie baru, tak, że wypięła teraz pośladki w stronę Cesca i niewątpliwie innych mężczyzn znajdujących się na sali. Przymknął powieki, złapał głęboki oddech i wywrócił oczami. Starał się opanować swoje nieczyste myśli i udało mu się to w zastraszająco szybkim tempie. Jego oczom ukazała się , bowiem ręka jakiegoś mężczyzny, która wylądowała na jednym z pośladków Hiszpanki. Sara nie zdołała zareagować, gdyż najpierw pięść Cesca wylądowała na twarzy sprawcy całego zamieszania, a następnie podnosząc ją lekko do góry odciągnął dziewczynę od baru, mrucząc przy tym słowa swojego niezadowolenia.
-Dałabym sobie radę! - spojrzała na niego z wyrzutem zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że ściska kawałek jego koszuli.
-Jasne... - mruknął spoglądając najpierw na jej dłonie, a następnie w jej oczy. - Zawsze mówisz, że dasz sobie radę. Szkoda, że teraz wyglądało to trochę inaczej, Sara.
-Cescy... Przestań być moim starszym bratem. - wywróciła oczami, a następnie wypuściła powietrze z ust wprost na jego szyję.
-Nie jestem i nie chcę być twoim starszym bratem - przejechał teraz swoją dłonią po jej policzku, a następnie wrzucił za ucho kosmyk jej niesfornych włosów. - Nie pij już dzisiaj więcej, proszę Cię mała...
-Mhm... - mruknęła układając swoją głowę na jego torsie.
-Cesc! - poczuł jak ktoś klepie go w plecy, a chwilę po tym zobaczył Afellaya. - Co tu robisz? Z pijaną Sarą?
-Słuchaj, Ibrahim... - warknął na niego, a w jego oczach pojawiły się ogniki wściekłości. - Jak już wziąłeś ze sobą dziewczynę to się nią zajmuj. Pozwoliłeś się jej upić. Może to nie mój interes, ale jakiś koleś właśnie dotykał Twoją dziewczynę po tyłku!
-Sara?! - Ibi odsunął ją teraz od Cesca i złapał za ramiona, tak by spojrzała mu w oczy. - To prawda?!
-Ja pierdole! - teraz to Cesc nie wytrzymał i odsunął od dziewczyny Marokańczyka. - Czy wy wszyscy upiliście się w trzy dupy?!



Kiedy obudziła się rano zauważyła, że nie jest ani u Ibiego, ani Alexisa, ani u Busiego. Powoli otworzyła drugą powiekę i zrozumiała, że nie był to też dom Pique. Czuła jak boli ją każdy fragment ciała, a jakikolwiek ruch sprawia jej ból. Cicho jęknęła podnosząc się do pozycji siedzącej. Tak mogła na spokojnie rozejrzeć się po sypialni. Spojrzała na szafkę nocną, na której ujrzała zdjęcie Cesca. Jak oparzona opadła na łóżko.
-Cholera! - zaklęła cicho pod nosem. - Proszę tylko nie to...
Nie miała jednak, na co czekać wieczność w jego łóżku. Podniosła się i skierowała do wyjścia z pomieszczenia. Nim przekroczyła próg zaczerpnęła kilka głębokich oddechów. Bała się teraz z nim skonfrontować... Zupełnie zapomniała o tym, co robiła minionej nocy. Stres jaki ją ogarniał był tak wielki, że już nawet nie zwracała uwagi na ból głowy, który dokuczał jej od momentu pobudki. Ostrożnie ważyła każdy krok i kierowała się w stronę, z której dochodziły odgłosy życia. Zupełnie nie znała jego apartamentu. Nie wiedziała, gdzie co się znajduje, czuła się tu tak obco. A przecież podobno nie była mu obcą osobą.
-Carlota, przestań! - usłyszała tak dobrze znany jej śmiech i sama mimowolnie się uśmiechnęła. Jego rozpromieniony głos działał na nią dziwnie uspokajająco.
-O tak, teraz to Carlota przestań... - drugi głos idealnie parodiował ten pierwszy. - Boisz się, że ubrudzisz się mąką, a śliczna siostra Busquetsa nie będzie chciała zamienić z Tobą ani słowa, hm?
-Oczywiście siostrzyczko - mogłaby przysiąc, że właśnie wyszczerzył swoje białe zęby. - Jak ty doskonale mnie znasz...
Nim się obejrzała, a stała już przy wejściu do kuchni, a do jej nozdrzy docierał zapach pieczonych gofrów. Jej uśmiech znacznie się poszerzył, a ona weszła do pomieszczenia, w którym przebywało rodzeństwo Fabregas.
-Cześć... - rzuciła dość niepewnie spoglądając przelotnie na Carlotę, a dopiero później zawieszając swój wzrok na Cescu i posyłając mu szeroki uśmiech.
-Cześć - Carlota spojrzała na nią przelotnie, a następnie wróciła do wcześniejszego zajęcia. Zupełnie jakby nie chciała przeszkadzać swojemu bratu i jego sympatii. Ten natomiast skierował się w jej stronę, darząc ją tym uśmiechem, w którym ukazywał wszystkie swoje zęby. Stanął przed nią, a ona poczuła tylko jak łapie ją za nadgarstek i odciąga do znajdującej się obok jadalni.
-Ubierz się... - posłał jej znaczące spojrzenie wprost na jej odkryte uda, a ta dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że ma na sobie jedynie klubową koszulkę chłopaka. - Jak się w ogóle czujesz?
-Możesz mi powiedzieć... Czemu ja spałam u Ciebie? - podniosła wzrok i niepewnie spojrzała mu w twarz. - Miałam spać u Ibiego...
-Chciałaś spać z Ibim i tą panienką co się do niego przykleiła? A może z Alexisem i tą jego dziewczyną? - spojrzał na nią z po wątpieniem  by chwilę później lekko się uśmiechnąć. - Tak też myślałem, że wolałaś przenocować u mnie.
-A Twoja dziewczyna? - rzuciła rozglądając się teraz po pokoju.
-Daniella jest w Londynie... - spojrzał jej w oczy, nie mogąc jednocześnie oprzeć się chęci do przejechania swoją dłonią po jej policzku.
Jego uwadze nie umknęło też to, że najpierw słodko przymrużyła powieki, pozwalając mu jednocześnie pieścić tą część jej ciała, a dopiero po chwili jak gdyby zdała sobie sprawę z tego co właśnie robi. Jej dłoń spoczęła na jego i powoli ją odciągnęła, jednocześnie splatając swoje palce z jego. Uśmiechnął się,   a drugą dłonią wyciągnął teraz na wierzch spod jej koszuli wisiorek z literką 'C'. Spojrzała na swoją szyję zagubionym wzrokiem, a chwilę potem przeniosła to samo spojrzenie na Cesca. Otwierała już usta by móc coś powiedzieć, ale chłopak jej przerwał przykładając palec do jej ust.
-Ciii... - szepnął wciągając teraz zapach jej skóry. - Cieszę się, że nadal go nosisz...
Nie zauważyła nawet kiedy poczuła jego wargi na swoich, a ich słodycz wypełniła teraz ją całą. Za chwilę już nie tylko ich usta miały się połączyć...
-C jak Chelsea - przerwała tą błogą chwilę puszczając jego dłoń i odsuwając się do tyłu.


Duma... Często jest zbyt wielka, by pozwolić nam na wybaczenie komuś grzechów. Czasem nie pozwala nam działać. Często też po prostu urażona sprawia, że robimy rzeczy, których później żałujemy. Każdy ma jakiś słaby punkt, w który łatwo trafić. Punkt, który może złamać człowieka lub zmotywować go do dalszego działania. Sara mówiąc to jedno, ale treściwe zdanie, na pewno nie wiedziała jaką reakcję wywoła u Katalończyka. Nie zdawała sobie sprawy z tego czy pobudzi go do dalszego działania i starań, czy najzwyczajniej w świecie pokaże mu, że ma się wypchać i zostawić ją w spokoju. Sama też chyba nie do końca wiedziała, czego chce. Ale teraz to się nie liczyło, bo jej cicha oaza czekała w stolicy Anglii.

___________________________________________________________

Dodaję po przerwie. Obiecany dla xxstereohearts. Przepraszam za brak ładu gramatycznego. Doskonale zdaję sobie sprawę, z tego, że konstrukcja nie trzyma się kupy i przypomina bardziej konstrukcję cepa. Sama nie wiem, co chciałam tu stworzyć. To znaczy treścią może i wiem, ale forma... Ahh... Szkoda słów. Dlatego zwracajcie może bardziej uwagę na treść merytoryczną. Kolejny prawdopodobnie po sesji.   Spokojnie do Euro jeszcze tylko 2 miesiące w tym opowiadaniu. Może jakoś damy radę :) Pozdrawiam i do następnego.

wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział 10


Sabadell. Małe miasteczko leżące na północ od Barcelony. 30 minut drogi do stolicy Katalonii, 40 minut do innej małej katalońskiej miejscowości - Arenys de Mar. Chcąc nie chcąc osoba wybierająca się właśnie do jednego z tych miasteczek musiała przylecieć najpierw do Barcelony. Barcelony tętniącej życiem i bordowo-granatowymi barwami. Zbliżały się święta wielkanocne, a ona po raz kolejny skorzystała z kilku dni wolnych, które mogła wziąć w ciągu roku. Potrzebowała odpoczynku od dość pochmurnej Anglii. I mimo, że zostawiała w niej chłopaka, którego kochała, czuła, że musi spędzić choć trochę czasu z rodziną. Dlaczego zatem Sara nie poinformowała swojego brata o przylocie do stolicy Katalonii? Dlaczego to nie jego poprosiła o odbiór z lotniska? Może zwyczajnie bała się, że razem z nim na lotnisko zwali się właśnie on - Cesc Fabregas. Nie chciała go spotkać. Jedyne o czym marzyła to fakt, żeby jej przyjazd tutaj został przemilczany. Ciągnęła właśnie za sobą swoją walizkę, kiedy dopadł do niej chłopak. Z uśmiechem na twarzy wyciągnął z jej dłoni rączkę od bagażu uprzednio całując ją w policzek.
-Dawno Cię tu nie widziałem - usłyszała jego śmieszny marokańsko-holenderski akcent i próbę sklejenia zdania w jej ojczystym języku.
-Cieszę się, że po mnie przyjechałeś - zaśmiała się poprawiając torebkę na swoim ramieniu. - Ale pamiętasz...
-Ani słowa Busiemu - wyprzedził ją wyszczerzając swoje zęby w uśmiechu, a następnie spoglądając na nią swoimi ciemnymi tęczówkami. - Nie wiem tylko czemu, przecież i tak spotkacie się na te Wasze święta.
-Nadal nie zmieniłeś do nich nastawienia? - spojrzała na niego podejrzliwie, po chwili kręcąc głową. - Załóżmy, że chcę zrobić mojemu braciszkowi niespodziankę. To co, masz czas i podwieziesz mnie czy mam jednak szukać sobie innego środka transportu?
-Siłownia dzisiaj zaliczona, pani doktor - zasalutował jej uśmiechając się przy tym. - Jutro kolejna. Przy dobrych wiatrach niedługo wrócę na boisko.
-Wariat! - zaśmiała się klepiąc go lekko w ramię i kierując razem z nim w stronę parkingu.


-Zostań na obiad - zaśmiała się widząc zakłopotaną minę chłopaka.
Jej mama właśnie w geście podzięki za przywiezienie jej ukochanej córeczki z lotniska zaproponowała Holendrowi ciepły, domowy i hiszpański posiłek. Wiedziała, że piłkarz nie umiał odmawiać, dlatego teraz jeszcze szerzej się uśmiechnęła szturchając go w ramię.
-Nie daj się jej prosić - rzuciła szeptem, sprawiając, że jego zagubiony wzrok wylądował teraz na niej. - Mojej mamie nie można odmawiać...
-Będę chyba musiał... - westchnął ciężko nie próbując już nawet rozmawiać po hiszpańsku.
-Zjesz i pojedziesz.. - położyła swoją dłoń na jego ramieniu. - Proszę...
Pokiwał głową, a następnie poszedł w ślady brunetki i podobnie jak ona ściągnął buty. Stęskniła się za nim. Od zawsze był jej przyjacielem, ale teraz potrzebowała go chyba jak nigdy.


-Co tu robi samochód Afellaya? - Cesc zmarszczył brwi i podejrzliwie spojrzał na swojego przyjaciela.
-Skąd ja mogę wiedzieć?! - Busi odpiął pas i wysiadł z Audi niższego z nich. - Myślisz, że ma romans z moją mamuśką?
-Hahaha... - Cesc wybuchł niekontrolowanym śmiechem, jednak widząc spojrzenie kolegi momentalnie spoważniał. - Ty chyba nie mówisz serio?
Od zawsze wiedział, że Busquets ma nierówno pod sufitem. Nie sądził jednak, że aż tak  nierówno. On sam nigdy nie podejrzewałby swojej mamy o romans z żadnym, ale to żadnym z jego kolegów z drużyny. Ba, nie podejrzewałby jej nawet o romans, z którymkolwiek z członków sztabu. Podczas gdy Busi właśnie głośno wyjawił swoją obawę.
-Jesteś nienormalny - rzucił łapiąc za klamkę prowadzącą do rodzinnego domu przyjaciela. - Na prawdę jesteś bardziej nienormalny niż sądziłem.
-Mamo! - wyższy z nich posłał głupią minę do swojego przyjaciela, a następnie kontynuował. - Jestem! Potrzebujesz czegoś? Mogę pojechać do sklepu!
Cesc wybuchł teraz śmiechem, który tłumił w swojej dłoni. Stał tyłem do przedpokoju, przodem do Busquetsa i próbował pohamować łzy lecące z jego oczu. Łzy śmiechu, które za nic nie chciały przestać lecieć, przez co wyglądał jak płaczący królik.
-Busi! - do jego uszu dotarł tak dobrze znany mu głos, poczuł jak paraliżuje go jakieś dziwne uczucie, a on tylko mimowolnie robi duże oczy, patrząc na przyjaciela. - Cześć braciszku.
Dziewczyna rzuciła się na szyję brata i mocno go uściskała. Dopiero kiedy odsunęła się od niego jej oczom ukazał się Cesc. Stał tam i przyglądał się całej tej sytuacji.
-Co on tu robi? - rzuciła nieco ciszej posyłając chłopakowi wymuszony uśmiech.
-Wpadliśmy na obiad. Mama nas zapraszała kilka dni temu - rzucił stanowczo, nie próbując nawet ukryć tej rozmowy. - A ty? Co tu robisz? I czemu pod domem stoi samochód Afellaya?
Posłał jej podejrzliwe spojrzenie wyposażone w charakterystyczny uśmieszek. Każdy, nawet ten kto nie znał Busiego, wiedziałby, że ten piłkarz wymyślił właśnie swoją własną teorię na temat całego wydarzenia.
-Odebrał mnie z lotniska. - westchnęła ciężko, by następnie zaśmiać się pod nosem. - Mama zaprosiła go na obiad.
-No tak! - Busi złapał ją pod ramię i skierował się w stronę salonu. - Przywiózł ukochaną i jedyną córeczkę mamusi, więc musiała go zaprosić na obiad. Może ona ma nadzieję, że wy... znowu razem... Hm?
-Przestań! - żachnęła się klepiąc go lekko w ramię. - Jestem szczęśliwa w Londynie. Tam jest mi naprawdę dobrze.


Śniadania wielkanocne mają swoją tradycję nie tylko w Polsce. W Hiszpanii cały Wielki Tydzień jest obchodzony dosyć hucznie. Dlatego kiedy w świąteczną niedzielę cała rodzina Busquetsa spotkała się w rodzinnym domu w Sabadell nikt nie był zdziwiony, że pojawiła się i Sara.
-Dostałam nową pracę - dziewczyna rzuciła sięgając teraz po jedną z potraw przygotowanych przez jej mamę.
-Wspaniale. Gdzie? - tylko jej mama wykazała się nadspodziewanym entuzjazmem i z radością przyjęła nowinę swojej jedynej córki. - Wrócisz do Barcelony?
-Nie. - zaśmiała się spoglądając teraz na Sergio, który właśnie ładował sobie do buzi porcję swojej ulubionej sałatki. - Będę jeździć nawet więcej. Dostałam pracę z reprezentacją Hiszpanii...
Radosną nowinę przerwał odgłos krztuszącego się Busiego. Nic nie mówił po prostu kaszlał i uważnie jej się przyglądał. Popatrzyła na niego i pokręciła głową z niedowierzaniem, a następnie ostentacyjnie popukała się w czoło.
-Co z Chelsea? - wybełkotał po chwili.
-Pogodzę dwie prace... - ponownie się uśmiechnęła, a z jej spojrzenia można było wyczytać, że właśnie rozpływa się we własnych marzeniach. - Zresztą z chłopakami mam zacząć dopiero od zgrupowania przed euro.
-Jest kwiecień, a ty mi mówisz... - zbulwersowany głos pomocnika Barcelony przerwał jeszcze bardziej zdenerwowany ojciec.
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - spojrzał na nią wymownie. - Nie puszczę Cię na zgrupowania z samymi facetami. I to jeszcze.... Takimi jak Twój brat.
-W klubie też pracuję z samymi facetami - założyła ręce na piersi.
-Ale mają na miejscu swoje dziewczyny, żony, kochanki i narzeczone. A tam... - przerwał na chwilę budując jeszcze większe napięcie przy rodzinnym stole. - Tam będą sami niewyżyci piłkarze. Oni nie będą widywać swoich dziewczyn... Stado napaleńców, kochanie.
-Tak - Sergio wyrwał się spoglądając na Sarę. - Zgadzam się. Tata ma rację nie możesz z nami pracować.
-Jezu, tato.... - brunetka wywróciła oczami, szukając jednocześnie wsparcia w swojej rodzicielce. - Po za tym nie jadę tam bez opieki. Będzie mój braciszek, Geri, Torres i Mata...
-Twój brat na pewno Cię nie przypilnuje - Busquets spojrzał na mnie i wystawił język. - Powierzę moje obowiązki Cescowi. Będzie Twoim turniejowym bratem. Tylko pamiętaj w rodzeństwie niektóre rzeczy są zakazane...
Ledwo wypowiedział swoje słowa, a w jego stronę poleciała zgnieciona żółtka serwetka, która do tej pory spokojnie spoczywała obok talerza dziewczyny.
-Ale z Ciebie świniak! - obruszyła się.
-Tak... - matka rodzeństwo po chwili wyrwała się z zamyślenia. - Jak Twój ojciec był na zgrupowaniu to piłkarze już wtedy byli zgrają niewyżytych mężczyzn.
-I wróciłaś cała - przerwała jej triumfalnie spoglądając na ojca.
-Tak cała, a nawet więcej niż cała. - spojrzała teraz przelotnie na Sergio. - Bo jego przywiozłam ze zgrupowania.
-Urodziłaś mnie na zgrupowaniu ojca?! - Busquets wydał z siebie głośne zapytanie, a w efekcie po chwili dało się słyszeć głuchy plask. Chwilę po tym ręka Sary zsuwała się z jej czoła.
-Pacanie.. - spojrzała z politowaniem na swojego kochanego braciszka. - Tata strzelił gola na tym wyjeździe.
-Jak to większość piłkarzy. - rzucił bez namysłu, ale po chwili na jego twarz wdarło się jakieś zakłopotanie. - Ale przecież tata był bramkarzem...
-Brawo, geniuszu - zaśmiała się, a w raz z nią jej młodszy brat i matka.
-Najwyżej Sara wróci w ciąży. - podsumował krótko wzruszając przy tym ramionami. - Ja i  Aitor zostaniemy wujkami, a wy dziadkami...
-Przecież nie jadę się tam piep... - przerwała widząc mordercze spojrzenie swojego ojca. - Sypiać z piłkarzami.
W jadalni zapanowała cisza. Niezręczna rodzinna cisza w święta. Każdy wykorzystywał ją na konsumowanie swojej porcji posiłku. I zapewne trwałaby nadal gdyby nie Sara, która postanowiła powiadomić rodziców o swoich wieczornych planach.
-Wieczorem wychodzę - spojrzała na siedzącą na przeciwko niej mamę.
-Gdzie? - jej spojrzenie przywołał teraz głos ojca, który żądał od swojej córki wyjaśnień.
-Tatooo... - posłała mu spojrzenie proszące o litość. - Błagam Cię. Jadę do Barcelony. Nie wracam na noc.
-Oczywiście przyjechała na święta i już nawet nie będzie tutaj nocować. U kogo będziesz spać? - spojrzał na nią zarazem wyczekująco, jak i z po wątpieniem czy aby na pewno znajdzie sobie jakiś nocleg.
-U Busiego - zaśmiała się widząc zdezorientowaną minę brata. Minę z której wyczytała właśnie, że jej brat też ma jakieś plany na dzisiaj i niekoniecznie są one związane z jej osobą. - Zabierzesz mnie ze sobą, braciszku?
-Jasne... - bąknął pod nosem spoglądając na śmiejącego się Aitora, szukając w nim ostatniej deski ratunku. Nie dostrzegł jej, dlatego podniósł się od stołu łapiąc za swój telefon i opuścił jadalnię. Nie zdołał jednak wykręcić numeru, bo dopadła go ponownie fizjoterapeutka.
-Nie odwołuj - zaśmiała się kładąc dłoń na jego telefonie. - Nie będę spała u Ciebie, ale musiałam coś wymyślić. Przecież nie powiem rodzicom, że chyba będę spać u Alexisa albo Ibiego...
-U kogo? - zmarszczył brwi uważnie jej się przyglądając.
-Umówiłam się z nimi.. - spojrzała na niego swoimi ciemnymi oczami. - Alexis nie poleciał do Chile, a Ibi.. Wiesz, że on i tak siedzi w domu i nic nie robi.
-Okej... - westchnął ciężko ponownie wciskając telefon do kieszeni swoich spodni.
Oboje nie wiedzieli, że ta noc będzie zarówno dla panny Busquets, jak i pana Busquets nocą, która wiele odmieni. W końcu Wielkanoc to symbol nowego życia, a ich miało właśnie ulec zmianom. Nigdzie jednak nie było informacji o tym, czy będą to zmiany na lepsze.

_____________________________________________________________________
Kijowy rozdział, ale w końcu dodałam. Nie wiem dla mnie jest słaby. Może wam się spodoba. Pisało mi się ciężko, ale obiecuję, że jak dojdę do Euro to wszystko się rozrusza. I przepraszam za małą ilość Cesca, w końcu ostatnio cały rozdział był praktycznie o nim. I przepraszam za nadmiar dialogów... Nie na pewno nie polubię tego rozdziału. Pozdrawiam i do kolejnego!